Lukáš Vavrečka „Alibi na następną noc” [fragment powieści]

Publikujemy fragment powieści „Alibi na następną noc” czeskiego pisarza Lukáša Vavrečki w tłumaczeniu Anny Gnot.

Lukáša Vavrečkę poznałam w kwietniu w Budapeszcie podczas konferencji „Hrabal 100 – Příliš tichá narozeninová party”, gdzie od razu przedstawił się głównie jako pisarz. W mojej głowie kiełkował już plan. Po prostu, nie codziennie dostajesz możliwość pracy z autorem powieści, którą chciał(a)byś przełożyć. Możliwość nieograniczonych konsultacji, pracy z tekstem, którego nie wrzucisz do szuflady (ponieważ za wcześnie na rzucanie się na głęboką wodę, jeszcze nie te umiejętności, ktoś skrytykuje itd.), w którego rytm się wczujesz (przynajmniej spróbujesz). Prezentowane tłumaczenie jest efektem tej współpracy, która wystawiłaby na próbę cierpliwość niejednego autora.

Łukasz ma już na koncie kilka wydanych tytułów m. in. „Rewolucjonistów”, „Partyturę”, „Powieść idealistyczna” itd. Ukończył historię sztuki na Uniwersytecie w Pardubicach. Współpracuje z czasopismem Tahy i jest redaktorem naczelnym kwartalnika Partonyma. Poza tym wszystkim – edytorem, redaktorem, projektantem okładek, pianistą, animatorem kultury… „Alibi na następną noc” (Alibi na příští noc) spotkała się z pozytywną reakcją krytyków, którzy dostrzegli, iż powieść ta w postmodernistyczny sposób dekonstruuje klasyczny kryminał, tym samym zapewniając żywotność tego gatunku.

Nasza umowa była prosta – ja spróbuję swoich sił jako tłumaczka – po raz pierwszy na taką skalę. Łukasz – być może wykształci sobie tłumaczkę swoich przyszłych tekstów. Dzięki uprzejmości Novinki.pl mamy możliwość podzielenia się efektami tej współpracy.

[Anna Gnot]

Bluszcz do tej pory niepostrzeżenie wspinał się po pożółkłych murach. Przechodnie dostrzegali jego obecność, ale ten ukradkowy ruch im umykał. Odgrywał się w innym czasie.

Ja również poruszałem się powoli, wręcz niepewnie. Nie miałem powodu, żeby się spieszyć. Nie śpieszyłem się.

Winiarnia pod kolumnadą już ucichła. Podwórza skryte za niezliczonymi murami opustoszały, ich przestrzenie napełniły się słodkim zapachem kwitnącego bzu.

Na granicy pomiędzy ulicą i posesjami rysowały się cienie liści.

Splątane ścieżki bluszczu wiły się ponad łukami podziemnych przejść, wiodły ku okiennicom, z których odpryskiwała farba, wiodły całą ulicą i wyznaczały jej kształt. (…)

Malownicze Miasto.

Już któryś z kolei rok grało ze mną tę samą komedię. Już dawno przestała być śmieszna. Rozpełzała się i rozpadała całkiem sama.

(…) Weronika opowiada mnóstwo historii, ale tylko w kilka da się rzeczywiście wierzyć. Miasto opowiada mnóstwo opowieści, tylko niektóre z nich przetrwają.

Tylko o Teresie nie powiedziała mi do tej pory tyle, abym był w stanie ją zrozumieć, a następnie pozyskać dla siebie. (…)

 

A teraz właśnie tę szansę faktycznie czuję. Ofiarowała mi ją. Podarowała. Poszła ze mną się wygadać, a ja byłem dla niej dobry. Stałem się przeciwwagą dla tego wypindrzonego gnojka, jak zaczęła go nazywać.

Byłem na zwycięskiej pozycji. A ona po raz pierwszy nie była z kimś innym.

Wróciłem do niej, a w oknach świeciło się albo nie. W każdym razie nie było widać nic. Nie mniej, nie więcej.

Wrócić do tej dziewczyny jest aktem, to jest sentymentalny gest, który jest równie wyraźny co zuchwały, ale ciągle odczuwam potrzebę porozmawiania z nią. Dziś. Zaledwie dwie godziny upłynęły od chwili, kiedy rozstaliśmy się na rynku. (…)

Wróciła. Będzie sama.

Jej współlokatorka Klara świętuje zdanie ostatniego egzaminu w letnim semestrze. Wystarczający powód, aby opuścić norę, w której się zagrzebała przez całą sesję. Milcząca Klara. W końcu wyjdzie w miasto.

Klara i jej intymność. Pokój i jego Klara. Para przyciągająca i odpychająca zarazem. Cała jej zlękniona twarz była właściwie całkiem piękna. Była jednak zamknięta, a czort brał by się za to, żeby ją otworzyć. (…)

Przychodzą policjanci. Dwaj mężczyźni różnego wzrostu.

Ten trzeci, który idzie za nimi to najprawdopodobniej lekarz.

Przyszedł stwierdzić czas zgonu. (…) Oni pytają. Ja odpowiadam.

 

Imię?

Jakub Koutny.

Pan ją zna?

Tak, znam.

Kto to jest?

Klara Hudcowa.

Przyszedł Pan do niej?

Zdecydowanie nie. Przyszedłem do Teresy.

A kto to? Pyta ten mniejszy.

Współlokatorka. Teresa Czarna. Mieszka tu od jesieni.

Wie Pan gdzie jest teraz?

W jednym barze za teatrem.

Już się Pan z nią kontaktował?

Tak.

Powiedział jej Pan…

Nie.

Niech Pan zadzwoni jeszcze raz.

Tak, proszę.

 

Pierwszy mężczyzna, ten widocznie niższy, wywołuje u mnie panikę. Na moment ponownie odzyskuje twarz.

Grymas.

Rybie oczy. Nosa sobie nie przypominam, zniknął zbyt wcześnie. Po nim i pozostałe elementy twarzy przestały brać udział w tworzeniu oryginalnego wrażenia, zgubiły się. Obaj mężczyźni w identycznych mundurach ostatecznie stracili kształt od pasa w górę niczym wierzchołki wieży nad urwiskiem.

Dziewczyna się otruła, to jasne, stwierdza jeden z nich.

Otruła? dziwię się.

Nie widział Pan listu?

Jakiego listu?

Leżał na stole. Pod wazonem z kwiatami, tłumaczy policjant.

Z mroku wynurza się ręka i zaczyna machać mi przed nosem arkuszem papieru, na którym widniało zaledwie kilka zdań. Papier drżał, zbyt blisko, abym mógł cokolwiek przeczytać. Aż musiałem zacząć się bronić. Mężczyzna w dalszym ciągu myślał, że złapie tego motyla.

W końcu skapitulowałem i przejąłem go należycie podejrzliwie. Było tam napisane, że już jej to nie bawi czy coś w tym sensie. (…)

Zostawiam numer i wychodzę za drzwi, spojrzenie wciąż czepia się ich nogawek. I nie tylko spojrzenie. Wszystkie pozostałe zmysły, włączając dotyk, pozostają na miejscu zbrodni, i tym sposobem mogę się zwinąć w kłębek i objąć leżące ciało Klary Hudcowej. Mogę jej dyszeć na szyję, zanim ktokolwiek by się zorientował i dziwić samego siebie intensywnością relacji, która zdążyła wytworzyć się pomiędzy mną a martwą dziewczyną.

Dwa niewyraźne kształty mężczyzn w identycznych mundurach prawie się nie poruszają. Przechodzę przez korytarz, leżę wraz z Klarą na podłodze. Niewyobrażalnie blisko ich podeszew, które przyniosły do tego pokoju coś, czego tam z pewnością nie było.

Oddycham na korytarzu, czuję wewnątrz.

Klara nie oddycha, jeden z mężczyzn przy wdechu wydaje wstrętny, astmatyczny dźwięk. Oddycham i czuję to, co czułem za pierwszym razem i nie jest to ani naturalny zapach jej naskórka, ani jej perfumy. (…)

 

Niech pan posłucha! zawołał ktoś z korytarza. Przestraszyłem się i odwróciłem w stronę głosu. Nie będzie Pan raczej wiedział, czy Hudcowa brała jakieś leki?

Szczerze odpowiadam, że Klara nie brała leków. Nie, Teresa brała. Na serce. Dwa razy dziennie. Chyba sobie nie myśli, że… Oblał mnie zimny pot.

Ja nic nie myślę… Przede wszystkim proszę nie panikować. Rozglądniemy się, czy gdzieś tutaj żadne nie zostały. (…)

Słyszę, jak dzwonią do Teresy. Nawet tym razem pierwszy mężczyzna nie podaruje sobie przykrego tonu, który przybrał również wtedy, gdy rozmawiał ze mną. Teraz już Teresa o tym wie. Będzie mnie pytała, dlaczego jej nie powiedziałem. Nie przygotowałem sobie odpowiedzi. (…)

Z całą pewnością Teresa już wie, co się stało.

Przyjdzie. Ulegnie?

Oni już wiedzą, że bierze leki. Ale była ze mną…

Cały ten czas.

Między siódmą a wpół do dziewiątej jeszcze spacerowaliśmy po leśnych ścieżkach za miastem. Obeszliśmy stary cmentarz i wskoczyliśmy na jego kamienny mur, rozglądaliśmy się. Na początku, aby nikt nas nie widział, później tylko tak, dla zabawy. Las pachniał i nagrobki błyszczały, rzucały długie cienie. Później spieszyliśmy się na rynek, żeby zdążyła na spotkanie z Weroniką.

Cały ten czas twierdziła, że złym pomysłem było zaczynanie czegoś z Patrykiem. Żałowała, że nie zauważyła tego już na początku.

Wszystko mogło skończyć się jeszcze gorzej. Mogła stracić Weronikę. Nie, jej z całą pewnością nie chciała stracić, szczególnie kiedy zrozumiała, jak wspaniała to dziewczyna. Weronika zostawiła jej wolną rękę, przy czym sama była jeszcze bardziej zainteresowana Patrykiem niż ja Teresą.

Dała jej szansę.

Ustąpiła, ponieważ wiedziała, że Teresie opłaci się jej zainteresowanie Patrykiem. Ustąpiła, nawet jeśli wiedziała, że jest silniejsza: Weronika miała urok, miała sportową figurę i dryg do opowiadania. Teresa miała spodnie trzy czwarte, trampki i koszulkę w paski, na pierwsze wrażenie była raczej chłopięca i nieśmiała i może to przyciągało Patryka. Możliwe, że nie chciał silnej samodzielnej kobiety. Chciał dziewczyny, która potrzebuje być z kimś. W każdym razie kogoś chciał, a taki mężczyzna jak on mógł przebierać. (…)

Z opowieści, którą mi obie opowiadały, zdążyłem wywnioskować, że cokolwiek zrobił Patryk, Teresa dowie się o tym od Klary.

I tym sposobem odkrywam jak na razie jedyny związek między dzisiejszymi wydarzeniami a samobójstwem Klary. Oczywiście jest możliwe, że jest on tylko pozorny, ponieważ o ile dobrze pamiętam, Klara o swoim sumieniu w liście nie pisała. Nie wspominała o nikim z naszej czwórki. Jej powody były o wiele bardziej prozaiczne i dlatego bardziej zrozumiałe.

Właśnie te powody prowadzą mnie do pytania, czy jestem rzeczywiście na tyle kompetentny, abym w tym przypadku wywodził jakieś wnioski; z wielkim trudem mogę powiedzieć, że znałem Klarę.

W międzyczasie, kiedy tak myślałem, mężczyźni zebrali całkiem sporo przedmiotów, które umieścili w foliach, przezroczystych woreczkach albo po prostu w kieszeniach. Między innymi i papierową torebkę po leku nasercowym.

To właśnie ją zabiło, słyszę ponownie głos lekarza. Składnik aktywny to digoksyna. Ekstrakt z naparstnicy wełnistej.

Brawo, doktorze. (…)

Popołudnie duszne od wdechów.

Sentymentalne upływanie, do którego podwórka były stworzone, niosło ze sobą tęskne uczucie zbyteczności nastającej pory. (…)

Przeczytałem wiadomości tekstowe i zauważyłem, że chętnie spotkałaby się nie tylko Weronika, ale przede wszystkim Patryk Hübel, co mnie zaciekawiło. Natychmiast oddzwoniłem i umówiliśmy się na spotkanie pod kolumnadą, niedaleko miejsca wczorajszych zdarzeń.

Tłumaczenie Patryka interesowało mnie szczególnie. Później, gdy przybyłem na miejsce i znalazłem Patryka przeskakującego z nogi na nogę w cieniu jednego z ogromnych filarów, przeleciało mi przez głowę, że ciekawość nawet nie była nie na miejscu. Ponieważ młodzieniec z czarnymi włosami i ostro rzeźbionym nosem oznajmił mi:

To nie było jej pismo.

[Lukáš Vavrečka]

O autorze
Dziennikarz i założyciel serwisu Novinka.pl.
Dodaj komentarz

Podaj swoje imię

Twoje imię jest wymagane

Podaj prawidłowy adres email

Adres email jest wymagany

Wpisz swoją wiadomość

Novinka.pl © 2024 Wszystkie prawa zastrzeżone

Designed by WPSHOWER

Powered by WordPress