Telewizja TVS trzyma rękę na pulsie, a jej widzowie mogą zawsze czuć się dobrze poinformowani. Dziś opublikowała informację o niezwykłym wydarzeniu, które miało miejsce u naszych południowych sąsiadów. Dokładnie w pół roku po zdarzeniu.
– Niewiarygodna historia ze Słowacji, gdzie mężczyzna zgwałcił barana. Zwierzęta pasły się na stoku w Podhradzie, kiedy pojawił się napastnik – informuje TVS. – Wszystko widział zszokowany właściciel stada. Wideo otrzymaliśmy od słowackiej TV JOJ, z którą współpracujemy. U naszych południowych sąsiadów ten materiał zrobił furorę – czytamy w tekście do którego dołączono krótki reportaż z TV JOJ po słowacku.
Wideo pochodzi z sierpnia 2013 roku, a o wydarzeniu informowały słowackie tabloidowe media.
Jaki jest sens podawania tej informacji na pół roku po zdarzeniu przez polską telewizję i do tego po słowacku? Czy oglądalność TVS jest już tak niska, że musi do korzystać z tak żenujących chwytów?
Niedawno słowackie euro obchodziło piąte urodziny, wkrótce – najprawdopodobniej – premier Robert Fico zdobędzie fotel prezydenta i stanie się najdłużej obecnie rządzącym przywódcą w naszym regionie Europy. Oczywiście przygotowanie materiałów na ten temat wymagałby od dziennikarzy ciut większym kompetencji i wyobraźni wykraczających poza informację o mężczyźnie, który zgwałcił barana.
Ochoczo oczekuję teraz informacji w czeskich i słowackich mediach o mieszkańcy Podkarpacia, który zaopiekował się Matką Boską zaraz po jej zejściu z szyby po cudownym objawieniu oraz doniesień, że w polskie wędliny składają się z drogowej soli i szczurzego mięsa.
Moja mama miała rację już dawno mówiąc, że dziś ogromny wstyd być dziennikarzem.
Łukasz Grzesiczak