– Ktoś został oszukany przez jakiegoś kelnera i uważa, że ja zakłamuję obraz Czechów, bo piszę o nich „dobrze”. A ja akurat też zostałem oszukany nie raz i nawet to opisałem w książce „Zrób sobie raj”. Charaktery ludzkie nie znają granic. Wszędzie jest trochę podłych ludzi – mówi Mariusz Szczygieł.
Łukasz Grzesiczak: Dziś jest pan nie tylko obserwatorem spraw czeskich, ale i ich dyżurnym recenzentem, a pana opinie mają ogromny wpływ na polskie postrzeganie Czech i Czechów. Zdaje sobie Pan – na co dzień – sprawę z tej odpowiedzialności?
Mariusz Szczygieł: Przyznam się, że w ogóle nie zdawałem sobie sprawy. Ale kiedy zacząłem dostawać listy, że kłamię, bo sąsiedzi jednej Polki, która mieszka trzydzieści lat w Czechach są zawistni. A inna pani widzi w nich samych egoistów, którzy nigdy nie pomogą bliźniemu i nie pomogą na ulicy, kiedy człowiek się przewróci, to pomyślałem, że coś jest nie tak. Są ludzie, którzy nie umieją czytać moich książek. Przecież opisuję w swoich reportażach konkretnych Czechów z ich historiami. W swoich felietonach cytuję różne anegdoty, które były moim udziałem. Natomiast bardzo wiele osób uważa, że piszę o Czechach „w ogóle”. Ktoś został oszukany przez jakiegoś kelnera i uważa, że ja zakłamuję obraz Czechów, bo piszę o nich „dobrze”. A ja akurat też zostałem oszukany nie raz i nawet to opisałem w książce „Zrób sobie raj”. Charaktery ludzkie nie znają granic. Wszędzie jest trochę podłych ludzi. Ale jedna czytelniczka mi pisze tak: „Poświęca pan czas ich wspaniałej literaturze, a przecież Czesi są okropni”. No i co z takim mailem zrobić? No tak, niektórzy są okropni, tak samo Polacy i Niemcy, i Amerykanie.
Co Pan wtedy robi?
Zupełnie przestałem się przejmować jakąkolwiek odpowiedzialnością. Piszę o ludziach, których spotkałem i o sytuacjach, które przeżyłem. A co kto z tą wiedzą zrobi, jego sprawa.
Jedna czytelniczka pisze (cała dyskusja na ten temat na stronie Autora – przyp. łg): „Nie rozumiem Pana zachwytu. Przysięgam. Naprawdę mocno się zastanawiam i nie mogę zrozumieć. Proszę odwiedzić np. Cieszyn lub którekolwiek miasto przygraniczne. Polska strona, która tętni życiem każdego dnia i czeski Cieszyn – miasto „widmo” jak reszta zresztą od Północy Czech aż po granice Austrii”.
Więc pytam, czy była na Dworcu Zachodnim w Warszawie. Koszmar. Pustka. Dno. Brud, smród i ubóstwo. Dworzec widmo.
Zawsze powtarzam, że każdy spotyka takiego Czecha, na jakiego sobie zasłużył. Spotkałem w większości fajnych ludzi, którzy chętnie przyjmowali mnie pod swój dach. A że jeden Czech do dzisiaj nie oddał mi pieniędzy? No i co z tego? Polaków nie oddało mi forsy aż trzech!
Skąd – u progu narodzin Pana czeskiej fascynacji – czerpał Pan swoją wiedzę o Czechach?
Skąd narodziny czeskiej fascynacji – nie odpowiem, ponieważ zadają mi to pytanie od lat w każdym wywiadzie, w Polsce i w Czechach, i na każdym spotkaniu autorskim. Więc jak miałbym znów to samo opowiadać, że pojechałem do Pragi zrobić wywiad z piosenkarką Heleną Vondráčkovą i było to w 2000 roku, i Helena… – no jakbym miał rozwinąć to zdanie, to sam sobie rzuciłbym się do gardła. A jakbym je przegryzł, to nie miałby Pan dalszej części wywiadu.
Bardziej chciałem zapytać, kto był Pana autorytetem w kwestiach Czech?
Kto był autorytetem? Prawie nikt, poza Aleksandrem Kaczorowskim, dziennikarzem ale i tłumaczem Hrabala czy Škvoreckiego, autorem bardzo fajnej biografii Hrabala, a przede wszystkim autorem „Praskiego elementarza”. To była pierwsza książka, którą przeczytałem na te tematy i był to mój uniwersytet. Niedawno wyszły nieznane teksty Haska o Polsce, urocza książeczka, którą wszystkim polecam – Jaroslav Hašek „O Podhalu, Galicji i… Piłsudskim. Szkice nieznane”. Sama radość. I do tej książki wspaniały wstęp napisał Kaczorowski właśnie. Erudyta, znawca, tylko nie jest showmanem. Ja nie mam wiedzy, ale jestem showmanem. I taka jest różnica.
„Gottland” ukazał się po polsku w 2006 roku. Czy od tego czasu zmieniło się Pana postrzeganie Czechów?
Nie. Niektórzy są nadal tak samo beznadziejni, a niektórzy tak samo wspaniali.
Na ile polskie stereotypy w postrzeganiu Czech są silne i które są najbardziej nieprawdziwe, a które najsilniej wobec Czechów krzywdzące?
Że wszyscy Czesi są ateistami. To nieprawda, 20% to wspaniali katolicy. Dlaczego wspaniali? Bo w zetknięciu z przeciętnym polskim katolikiem, wiedzą o wiele więcej o swojej wierze, można z nimi rozmawiać o teologii niemal. Ale wynika to z tego, że ich wiara nie była zwyczajem wyniesionym z domu, lecz jest bardzo ważną częścią ich osobowości. To nieprawda, że są ateistami. owszem nie wierzą w Boga w wersji jaką proponuje chrześcijaństwo (ile razy słyszałem: jak dorosły człowiek może wierzyć w bajki?), ale wierzą w „coś”, w „siłę sprawczą”, „energię Kosmosu” itp. Nie odpowiada im tylko średniowieczna wersja, że ta „siła sprawcza” wysłała syna, który umarł na krzyżu.
Myślę też, że słowo „tchórz” kojarzone z Czechami jest krzywdzące. Ale wielu Polaków każdego kto by chciał przeżyć nazwie tchórzem. Tchórzem nie będzie ten, kto poświęci życie za ojczyznę.
Ja bym nie poświęcił.
Rozmawiał Łukasz Grzesiczak
Tekst (w nieco zmienionej formie) ukazał się na portalu Śląska Cieszyńskiego Ox.pl
Podoba Ci się co robimy? Zostań z nami!
Lubisz obrazki? Śledź nas na Instagramie.
140 znaków wystarczy? Jesteśmy na Twitterze
Chcesz wiedzieć z pierwszej ręki? Lubisz dyskusję? Obserwuj prywatny profil Łukasza Grzesiczaka na Facebooku.
Novinka.pl ma też swój oficjalny profil na Facebooku