Żeby zrozumieć zmiany, jakie zachodziły w jego osobowości, należy przeczytać przeżycia Jaromíra Nohavicy z ośrodka, które spisał w swoim dzienniku i potem pozwolił wykorzystać Petrowi Zelence w jego Roku diabła. Opowiadał o nich Zdeňkowi Zapletalowi.
„Chłopie, jest tam chłopak, którego przywieźli na złom, inżynier, który przez rok nie trzeźwiał. Przepił sto dziesięć tysięcy, z czego połowę mu ukradli. Takie tam są typy. Przez pierwsze dwa tygodnie ratowali go tam, dopiero jak się udało… ty, ale gdybyś to widział, tę delirkę, no naprawdę…“
Pracował też w izbie wytrzeźwień.
„Na przykład na izbie wytrzeźwień był genialny przypadek. Miałem dyżur, w nocy przyszedł jakiś wytatuowany człowiek i zaczął tam machać rękami, tylko że pijani mają bardzo zwolniony refleks, wiesz, ty jesteś tak ze trzy razy szybszy, więc nie może nas w żaden sposób uderzyć… i tak spacyfikowaliśmy go, a ja mu powiedziałem cichym głosem: To nic, proszę się położyć, wszystko w porządku, my też tu jesteśmy. A on w tym super ciężkim zalaniu, powiedział: No, ale wy, wy jesteście alkoholikami…“
Na początku Jaromír przebywał na oddziale zamkniętym. Jego mieszkańców przezywano „piżamakami“.
„To są strzępy. (…) Ci ludzie, do których ja również należałem, powinieneś kiedyś powąchać to gówno, żebyś wiedział, jakie to niebezpieczne. Naprawdę ta tolerancja społeczna na chlanie jest duża, nie jestem żadnym apostołem niepicia, teraz jednak… te upadki są głębokie. I nie jest prawdą, że mnie to nie może dotknąć. Tu właśnie granica nie istnieje.“
Otwarcie mówił też o izbie wytrzeźwień.
„Pięćdziesiąt procent ludzi przyjeżdża tam posranych i poszczanych. A pijackie rozmazane gówno cuchnie…“
Szybko zrozumiał, że z nałogu każdy musi wyjść sam.
„Tak naprawdę nie chodzi tam o żadną terapię. Chociaż wielu, którzy tam przychodzą, ma tendencję, żeby dać się wyleczyć. Jest jak ze wszystkim, że pomoże ci Wielki Brat lub Bóg. Jedynie ktoś gdzieś zaproponuje ci kilka wariantów albo swój przykład, albo pokaże ci, że tędy droga. Może ci pokazać przykłady, ale nie może cię ciągnąć. To musi być twoja droga.“
Jaromír Nohavica znalazł swoją drogę, znalazł wewnętrzną siłę, by przestać raz na zawsze, i nie potrzebował na to nawet sześciu miesięcy. W połowie pobytu przerwał leczenie. Chciał wszystkim, ale przede wszystkim swoim fanom, pokazać, że zrzucił okowy nałogu i zdecydował się na wielki koncert w Lucernie. W tej Lucernie, która była i nadal jest Mekką czeskiej sceny muzycznej i na scenie której wystąpiły gwiazdy światowego formatu. Koncert miał się odbyć 7 maja 1992 r.
Ówczesny menedżer Nohavicy i późniejszy producent Zdeněk Vřešťál, był pod silnym naciskiem wątpliwości innych osób z branży, którym musiał tłumaczyć, że to ma sens.
„Bałem się tego trochę, ale Jarek nie napił się i był świetny. (…) Jaromír pokazał się tu w doskonałej formie i uciszył pohukiwania wszystkich puszczyków, którzy nie wierzyli, że po powrocie z leczenia, Nohavica wytrzyma, by zagrać koncert bez alkoholu. Wytrzymał do dziś i zdobył mój nieskończony podziw. Ten, kto widział Nohavicę początkiem lat dziewięćdziesiątych, na pewno zrozumie…“
O swoim nałogu i zwycięstwie nad nim potrafił potem Jaromír Nohavica mówić zupełnie otwarcie, choć niechętnie. Można sięgnąć chociażby po fragment z książki Zdeňka Zapletala, który był chyba pierwszą osobą, której Jaromír Nohavica zwierzył się po powrocie z leczenia z tego, co tam przeszedł.
„Dreszcze, dreszcze, wiesz. Teraz jestem cały zdrętwiały. Te straszne dreszcze mam już za sobą i jestem niezły gość. Znalazłem w sobie taką jakąś szczególną pewność. Taką perspektywę. Taki dystans do samego siebie i do swojego grania. Już się tym tak nie przejmuję. W dobrym sensie tego słowa. Przeżywam, bawi mnie to, ciągle gram pełna parą, ale już nie jestem taki przewrażliwiony. Nie jestem uzależniony od tego. Świetne słowa zawsze i wszędzie. Przestałem być uzależniony… Mało komu jednak wytłumaczysz, że do takiej przemiany może dojść.“
O zwycięstwie nad alkoholem mówił również w wywiadzie, którego udzielił w 1993 roku Milošowi Čermákowi dla Reflexu.
„Ludzie, którzy Pana znają, twierdzą, że się Pan bardzo zmienił. Już dwa lata Pan nie pije, przestał Pan palić. Nawet zdrowo się Pan odżywia. Po co to wszystko?
,Niechętnie o tym mówię, bo to są sprawy, którymi łatwo się nabija punkty. Człowiek od razu wydaje się bardziej interesujący, Spójrzcie na niego: je jagody, nie pali, nie pije, nawet biega!’
Naprawdę Pan nie pije?
,To nie jest zwykłe pytanie, jest w nim już zawarta nieufność i niedowierzanie. Takie przyjacielskie mrugnięcie: Nie gadaj, że czasem się nie napijesz. W dodatku, ludzie niezbyt przyjaźnie patrzą na wyleczonych alkoholików. To, że jestem wyleczony, traktują tak, że zażywam jakieś proszki, które trzymają mnie nad wodą. I że byłem normalniejszy, kiedy chlałem. To nieprawda, oczywiście. Nie istnieją żadne takie proszki. A kto tak myśli, przeżyje spore zaskoczenie. Nie wierzy Pan? Robienie wywiadu z wyleczonym alkoholikiem jest bardzo trudne, wszystko jedno dla jakiego czasopisma. Już choćby dlatego, że rzadko który reporter nie jest alkoholikiem. Ile Pan pije?’
Nie wiem, może jedno piwo dziennie. Czasami więcej.
,Więc Pan też w tym siedzi. Widzi pan? Śmieje się Pan. Myśli sobie: ten Nohavica jest nienormalny. Nie, ja tylko mam wszystko za sobą. Słowa są zbędne i daremne. Nie chcę wyglądać jak anioł zbawienia, na którego wszyscy patrzą jak na głupka.’
Mówi się, że poeci po alkoholu piszą lepiej.
,To nieprawda. Potrafię ocenić, jaki jest świat widziany pijanymi i trzeźwymi oczami. Świat, który postrzegam teraz, jest głębszy i ostrzejszy. Pewien znajomy kolega-aktor, zapytał mnie niedawno: A co jeśli musisz sięgnąć do ciemnych głębi? Odpowiadam: Nie potrzebuję. Już tam byłem. I nie chcę wracać.’
Trudno było przestać pic?
,Po prostu przed dwoma laty we wrześniu powiedziałem: No to, przestaję pić. Pojechałem do Šternberka, gdzie się schowałem i odpoczywałem. Ale już pierwszego dnia wiedziałem, że nie będę pił. Cieszyłem się, że kupię sobie auto, że będę pracować przy komputerze. To było bardzo relaksujące. Zupełnie tak samo cieszę się teraz, że dwudziestego trzeciego grudnia zagram ostatni koncert i przestanę występować. Przynajmniej na jakiś czas.’
Co Pan będzie robił?
,Nie wiem. Zmienię nazwisko i telefon, zniknę ze świata. Może zostanę majsterkowiczem, albo będę uprawiał morele. Traktuję to jak przygodę i czekam na to z radością. Moja przewaga polega na tym, że jestem finansowo zabezpieczony. Nie jestem biedny, ale nie jestem też bogaty. Moje konto nigdy nie będzie miało sześciu lub więcej zer, ale mam dosyć, żeby kupić chleb, książki, ubranie, żebym utrzymał rodzinę.’
Nie będzie Panu brakowało występów?
,Wie Pan co jest piękne? Teraz jestem po prostu wolny. Jeśli postanowię, że nie będę śpiewać, to naprawdę nie muszę tego robić. Przed listopadem były chwile, kiedy miałem tego po dziurki w nosie, ale czułem – choć zabrzmi to pompatycznie lub nieskromnie – że nie mogę przestać. Dzisiaj już mogę. W tym sensie bardzo się uwolniłem. Wiem, że przeze mnie nie zawali się świat, ani nic podobnego. Po prostu przestanę śpiewać. No to co?
Oczywiście tak się nie stało. W jego życiu zaszły jednak pewne zmiany. We wrześniu 1992 r. sprawił sobie auto, Škodę, dla rodziny kupił potem suczkę jamniczkę Týnę. Przez pierwsze miesiące przejeździł setki kilometrów.
„Samochód to ulga. Te jazdy pociągami były już męczące. W ogóle nie miałem spokoju. Zawsze ktoś przyszedł, zaczął od autografu, a kończył na opowiadaniu o swoich problemach. Teraz mam prywatność, mogę sobie pojechać, gdzie chcę i kiedy zapragnę.“
Auto miało dla Jaromíra Nohavicy jeszcze jedną wielką zaletę, nie mógł się napić, a to mu odpowiadało, wspierało jego decyzję o abstynencji.
O swoim zwycięstwie nad uzależnieniem od alkoholu mówił w grudniu 1993 r. w wywiadzie prowadzonym przez Jiřígo Černego dla Mladego světa, jako o „wyczyszczeniu twardego dysku“.
„Ma Pan na myśli abstynencję?
,Mam na myśli wszystko, również sposób życia. Dalej żyję inaczej niż zwykli ludzie, ale ta inność jest już teraz regularna. Już nauczyłem się być piosenkarzem, nie mogę tego czasu przejeździć, nie mogę zmarnować, żebym mógł wieczorem zagrać, żebym był w optymalnej formie. Pociągi już mnie dobijały… (…) Auto mnie uspokaja. Przez półtora roku przejechałem 60 000 kilometrów, co świadczy o tym, że chętnie jeżdżę. W dodatku teraz mogę po koncercie jechać w nocy z Pragi do domu. Nie pić to ciężkie zadanie, nie muszę nawet nic do tego dodawać. Gdyby mi to wcześniej ktoś powiedział, nie uwierzyłbym mu. Teraz naprawdę mogę stać nad różnymi przepaściami, nad którymi stawałem, mogę nawet spojrzeć głęboko w dół i wytrzymam to. Bardzo się też uspokoiłem w stosunku do ludzi, już nie czuję się taki zagrożony. I przestałem palić.““
Natomiast Marii Rubešovej dla czasopisma Květy powiedział w 1993 r.:
„Kiedy człowiek chce rzucić picie albo palenie, musi przede wszystkim znaleźć w sobie siłę. Kiedy ją znajdzie, jest tylko jedno do zrobienia – przestać. Nie ograniczać, ale rzucić i przestać. To boli, ale można wytrzymać. Mój przypadek jest wyjątkowy przez to, że to MÓJ przypadek. Nie można z tego robić ogólnienia. Jedną myśl warto jednak wydrukować, że wszystko to da się zrobić, albo jeszcze lepiej: że człowiek może więcej, niż myśli.“
[Dana Čermáková]
8 października 2015 roku swoją premierę ma polskie wydanie książki Dany Čermákovej „Zanim kitę odwalę. Nohavica Jaromir. Biografia barda”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Dragon w tłumaczeniu Joanny Grzeszek. Publikujemy jej fragment za zgodą wydawcy.