Polityczny thriller „W cieniu” – polsko-czesko-słowacka koprodukcja, która trafia właśnie do polskich kin – jest świetnym przykładem łamania stereotypów o czeskiej kulturze, które na dobre zadomowiły się nad Wisłą.
Najnowszy film w reżyserii Davida Ondříčka nie jest komedią, w najmniejszym nawet stopniu nie przypomina – ukochanych przez polską publiczność – „Samotnych”. Klimat Pragi lat 50. z powodzeniem znaleziono dziś w okolicach Wałbrzycha, czemu pewnie przysłużyły się zdjęcia nie absolwenta praskiej FAMU, a chyba najbardziej środkowoeuropejskiego z polskich operatorów, mieszkającego w śląskim Mikołowie Adama Sikory.
Praga, szary czas lat 50. W tle pojawiają się pierwsze pogłoski o reformie walutowej w Czechosłowacji. Kapitan Hakl (świetna rola Ivana Trojana), wierny komunista i jeden z najlepszych kryminalnych milicjantów, prowadzi śledztwo w sprawie kradzieży w sklepie jubilerskim. Szybko orientuje się, że nie musi rozwikłać zagadki niebezpiecznego gangu, a zupełnie przez przypadek znalazł się w środku gry z udziałem służby bezpieczeństwa i wywiadów państw żelaznej kurtyny i Zachodnich Niemiec. Początkowy komunista przeistacza się w bezkompromisowego rzecznika prawdy, by w końcu odkryć, że wybór między prawdą a kłamstwem bywa niekiedy iluzoryczny i dosyć przypadkowy.
Po „Protektorze” Marka Najbrta to kolejny (i ostatnio nie jedyny) świetny czeski film o tematyce historycznej. David Ondříček przyznaje, że ta historia nigdy się nie wydarzyła a jego najnowszy obraz jest próbą osobistego rozliczenia z historią Czechosłowacji.
[Łukasz Grzesiczak]