Ludzie pędzący na pociąg, dzwoniące tramwaje, studenci spieszący się na wrześniowe egzaminy. Hałas, szum, pulsujący tłum. A pośród zgiełku, w samym centrum miasta, zabłąkany pianista odgrywa koncert dla grupki gapiów. To nie scena z trącącego surrealistyczną nutą filmu, ale praska rzeczywistość.
Przestrzenią miejską w Pradze zawładnęła muzyka. Oczekiwanie na spóźniony pociąg na Dworcu Głównym umilają jazzowe wariacje, dźwięk tramwajów na Náměstí Míru miesza się z muzyką klasyczną, a relaksowi na Kampie towarzyszy cichy blues. I to nie za sprawą zatrudnionych przez miasto muzyków, ale dzięki występom przypadkowych przechodniów, którzy w drodze do pracy czy na zakupy zasiadają do „ulicznych” pianin.
Sprawcą całego zamieszania jest Ondřej Kobza, inicjator projektu Piána na ulici (www.piananaulici.cz), znany powszechnie jako właściciel kilku praskich kawiarni (m.in. kultowego już Café v lese). Zaczęło się skromnie i niewinnie – od umieszczania pianina przed kawiarnią Bajkazyl na praskim nabrzeżu. Wieczorami instrument dzielnie spisywał się podczas koncertów. W ciągu dnia mogli z niego korzystać anonimowi przechodnie, który sami nierzadko dawali wirtuozowskie popisy. To zainspirowało do dalszego działania. Dlaczego ograniczać się do nabrzeża? Dlaczego nie pozwolić przechodniom na koncertowanie również w innych miejscach? I tak pierwsze pianino pojawiło się na Náměstí Míru – malowniczym, zielonym placu w centrum Pragi. Kolejne powędrowały na inne uczęszczane miejsca, np. Dworzec Główny, przed Wydział Filozoficzny czy do hali Biblioteki Miejskiej. W tej chwili można ich znaleźć w Pradze jedenaście i zaczynają już wykraczać poza granice stolicy – jedno powędrowało niedawno do Brna, inne do Teplic.
Projekt Piána na ulici wpisuje się w nurt inicjatyw społecznych z cyklu „narod sobě“. Czesi sami zdołali wybudować sobie teatr narodowy, to pianina na ulicy też porozstawiają bez niczyjej pomocy! Pierwsze instrumenty Kobza zakupił za własne pieniądze. Dalsze środki zbierane są na croudfundingowym portalu Hithit.cz (strona projektu). Pomagają również dobre dusze. Ktoś odda stare pianino, ktoś przekaże na projekt kilka procent z utargu sklepu, ktoś inny po prostu pomoże z przewiezieniem instrumentu.
Ondřej Kobza twierdzi, że współczesny obraz miasta wymaga radykalnej zmiany. „Mniej aut, więcej wspólnego spędzania i postrzegania czasu w przestrzeni ulicznej” – pisze na swoim blogu. Swoim projektem chciał wywołać w ludziach spontaniczne, radosne odruchy, zatrzymać ich w biegu. I zatrzymuje. Przy pianinach można spotkać biznesmenów w garniturach, leniwych turystów, nobliwe panie i utalentowanych bezdomnych. Zdarzają się koncerty w duecie lub w towarzystwie chóru. Przechodnie zatrzymują się, słuchają, nabierają oddechu. Co prawda zdarzają się „pianiści”, którzy tłuką bez ładu w klawisze, żeby wyładować frustrację. Ale kto wie, może to specyficzny rodzaj muzykoterapii?
[Marta Szewczyk]