62 lata temu doszło do najbardziej zuchwałej ucieczki z Czechosłowacji na Zachód. Kolejarze porwali pociąg pełen ludzi i staranowali graniczny szlaban. Udało się.
Po roku 1948, setki ludzi za wszelką cenę starały się uciec przed reżimem komunistycznym z Czechosłowacji. Bardzo oryginalny sposób wymyśliła grupa kolejarzy, która z łatwością przedostała się na Zachód pociągiem. Maszynista Jaroslav Konvalinka, zawiadowca Karel Truxa i lekarz Jaroslav Švec stworzyli plan ucieczki, który zakładał przetransportowanie za granicę jak największej liczby osób, bez jakiegokolwiek uszczerbku na ich zdrowiu. W tym celu zdecydowali się porwać pociąg. Słusznie zakładali, że kontrola graniczna nie będzie w stanie zatrzymać rozpędzonego, wielotonowego olbrzyma.
„Pociąg wolności” wyruszył jako pospieszny 11 września 1951 roku o godz. 14.12 z Pragi. W Chebie odczepiono część wagonów i kontynuował podróż jako pociąg osobowy 3717 do miejscowości Aš. Tego dnia jechało w nim 110 pasażerów. Większość nawet nie przeczuwała, co się szykuje. Byli wśród nich kuracjusze z Franciszkowych Łaźni, a także uczniowie gimnazjum w Chebie, którzy jechali na szkolną wycieczkę.
Jedynym zagrożeniem realizacji planu, z jakim liczyli się pomysłodawcy ucieczki, był palacz Kolabza – komunista, który nigdy nie zgodziłby się na nią. Dlatego dla pewności przez całą drogę Truxa celował do niego z pistoletu. Przed granicą pociąg rozpędził się do prędkości 70 km/h, po czym staranował drewniany szlaban i już był w zachodnich Niemczech. Zatrzymał się zaledwie kilka kilometrów dalej, gdzie czekali niemieccy celnicy i amerykańscy żołnierze. Wydali uciekinierom pozwolenie na kontynuację podróży do pobliskiego dworca Selb-Plössberg.
Tam pozostali organizatorzy ucieczki wraz z rodzinami oraz małżeństwo, które postanowiło rozpocząć nowe życie na Zachodzie. 77 podróżnych wróciło do Czechosłowacji. Ci, którzy zdecydowali się na powrót do kraju, mieli tego wkrótce gorzko pożałować. Czekało ich piekło przesłuchań przez komunistyczne służby specjalne, bicie i więzienie. Przez wściekłość rozjuszonych władz, ucierpiały także ich rodziny. Na szczęście nikt nie został skazany na karę śmierci, chociaż w tamtym czasie takie wyroki zapadały często. Linia kolejowa, na której doszło do zdarzenia, została zamknięta, wzmocniono patrole straży granicznej, a okoliczne tereny wkrótce zaczęły przypominać pole minowe. Chociaż komuniści natychmiast zablokowali wszelkie informacje na temat incydentu, pisały o nim gazety na całym świecie.
[eg]