Zastanawia mnie dlaczego Czesi obchodzą dzień swojej państwowości w dzień liturgicznego wspomnienia św. Wacława. Z pozoru połączenie czeskości z postacią świętego jest paradoksem, który dla nas Polaków wydawać się może zadziwiający.
Kiedy przeczytałem na stronie novinka.pl artykuł Ewy Gajewskiej o sposobie obchodzenia dnia państwowości w Czechach, oniemiałem. Oniemiałem zresztą ponownie, bo pierwszy raz spotkało mnie to, kiedy dowiedziałem się o zbieżności obchodzenia tego święta narodowego ze wspomnieniem św. Wacława. Istnieje także możliwość, że moje zdziwienie miało znacznie głębszą genezę i sięgało do pierwszych lektur na temat historii Czechów. Było to zaś zaskoczenie typowo polskie, przetrawione przez wryte w świadomość stereotypy i opinie na temat naszych południowych sąsiadów.
Święty Wacław i czeskość, z pozoru w ogóle się ze sobą nie łączą. Postać kanonizowanego i cechy narodu, któremu ma patronować, wydają się stać w całkowitej sprzeczności, a ich łączenie zdaje się być szczytem paradoksu, na jaki od czasu do czasu pozwala sobie zawodna pamięć historyczna. Ze św. Wacławem i świętem państwowości wszystko jest nie tak.
Po pierwsze, dysonansem jest fakt, że kraj zamieszkany w dużej mierze przez ludzi religijnie obojętnych łączy swoją państwowość z postacią świętego, a elementem obchodów jest – co by nie powiedzieć – katolicki obrządek. Nie ma to miejsca w Polsce, gdzie religijność wystawiana jest jako atut polityka zaraz obok wykształcenia, a nawet ponad nim, ale w Czechach, które uchodzą powszechnie za kraj mocno zateizowany (za taki zresztą czasem chcą uchodzić). Problematyczna wydaje się także sama katolickość obrzędu, w kraju, w którym katolicyzm przedstawiany bywał jako przeciwny ideom odrodzenia narodowego. Za ojców czeskości XIX-wieczna literatura historyczna uznawała przecież husytów, a czas rekatolizacji Czech jaki nastąpił po pacyfikacji powstania antyhabsburskiego z lat 1618-1620, uznawano za element represji pozbawiających Czechów ich tożsamości.
Po drugie, warto postawić sobie pytanie dlaczego Wacław został świętym? Bezpośrednim powodem jego kanonizacji było męczeństwo. Według legendy zamordowany miał zostać przez pogańskich siepaczy u wrót kościoła w miejscowości Stará Boleslav. Nie tylko jednak skłoniło Rzym do wyniesienia księcia czeskiego na ołtarze. Jego atrybuty – włócznia i tarcza – wskazują wyraźnie, że chodziło o coś jeszcze. Św. Wacław to wszak nic innego jak średniowieczny archetyp władcy doskonałego, łączącego w sobie cnoty rycerskie (męstwo, heroizm, siłę), królewskie (mądrość i sprawiedliwość) i duchowe (obrona wiary). Z perspektywy polskich stereotypów na temat Czechów trudno te cechy przypisać naszym południowym sąsiadom, a już wyobrażenie sobie ich jako heroicznych rycerzy, którzy walczą z każdą niesprawiedliwością, kłóci się raczej ze szwejkowską wizją przeciętnego Czecha.
Czy więc moje zdziwienie jest uzasadnione? Pewnie gdybym poprzestał na etapie rozpatrywania tego w kontekście mniej lub bardziej popularnych stereotypów, to pozostał bym w swoim oniemieniu, czekając aż przerwie go jakieś nowe olśnienie. Łączenie świętego z państwowością czeską w rzeczywistości nie jest wcale dziwne. Przez wieki uważano jego postać za fundament czeskości. Państwotwórczy kult świętego uznał Karol IV fundując koronę św. Wacława. Miała ona charakter nie tylko ozdobny, ale szła za tym głęboka idea oddzielenia państwa jako jednostki politycznej od osoby monarchy. Każdy z czeskich królów zakładać ją miał tylko w czasie koronacji, a następnie trafiać miała na ołtarz świętego przyozdabiając głowę jego figury. Ten brak „prywatyzacji” korony był wyraźnym symbolem zerwania z patrymonialnym charakterem władzy, gdzie państwo było własnością władcy. Św. Wacław został tym samym „upaństwowiony”, a jego relikwie utożsamione z ideą państwowości.
Za świętym Wacławem idzie zresztą też tęsknota za dawną potęgą państwa czeskiego, które było dla świata postrzymskiego oknem na słowiańszczyznę. Za władcą doskonałym idą marzenia Czechów, którzy przecież ciągle próbują odbudować swoją tożsamość zniszczoną w okresie panowania Habsburgów. Bo być może to co zazwyczaj widzą Polacy, to tylko maska pełna beztroski i dystansu, za którą stoi poczucie wielkości i pewność siebie, a także marzenia o tym by znów stać się wielkim. I tego Czechom warto chyba życzyć.
[Sebastian Adamkiewicz]
Autor jest historykiem i publicystą portalu historycznego Histmag.org.