Nie chcę, nie chcę zakochać się w Pradze!

Kartka na drzwiach jednej z restauracji w Pradze| fot. Aleksandra Dziewa

Zakochać się w Pradze – to banalne. Jej piękno jest tak oczywiste, że czymś wyjątkowym wydaje się pozostanie niewzruszonym na te uroki. Dlatego jedziesz na wycieczkę do stolicy Czech z założeniem, że nie dasz się omamić tej enigmatycznej damie.

Przyjeżdżasz i pierwszym miejscem, w które się kierujesz, jest Most Karola. Masz nadzieję, że tłum turystów skutecznie obrzydzi Ci wszystko dookoła. Przechodzisz nocą, wśród ludzi, którzy są jak zahipnotyzowani z zachwytu i powtarzasz sobie w głowie: „nie chcę, nie chcę, nie chcę”. Skręcasz z Mostu na Kampę. Schodzisz po stromych schodach i jesteś na placu przypominającym mały rynek, gdzie jedynymi przechodniami wydają się Prażanie, uodpornieni na piękno tego miejsca. Dookoła restauracje, w których najprawdopodobniej nie stać Cię nawet na wodę mineralną. Nie wchodzisz, nie chcesz tego sprawdzać. Dlatego skręcasz w najbliższą uliczkę, żeby znaleźć słynną „czeską hospodę”, tyle się o nich nasłuchałeś. Wchodzisz skuszony przyzwoitą ceną Pilsnera. Przekraczasz próg i już czujesz się jak u siebie. Rozglądasz się dookoła, zauważasz wiszące na ścianach zdjęcia ślubne. Rozglądasz się dalej, przy jednym ze stolików zauważasz młodą parę ze zdjęć. Są u siebie. Wypijasz jedno piwo prawie nie odrywając ust. Chcesz już wychodzić, kiedy barman z pogodną, ale jednak stanowczą miną zwraca się do Ciebie z uwagą, że z czeskiej knajpy nie wychodzi się po jednym piwie. Kładziesz się spać i masz wrażanie, że jeszcze się nie dałeś, choć uginasz się lekko.

Następnego dnia prawie biegiem przechodzisz przez Hradczany. Nagle uśpiona już, dziecięca ciekawość każe Ci wejść do jednego ze sklepików z zabawkami. Kiedy widzisz te piękne, klasyczne, a jednak tak przemyślane zabawki i kukiełki, nie możesz odgonić myśli – „magiczna Praga, ze swoimi magicznymi marionetkami”. Obok Ciebie sami dorośli, którzy na moment zapomnieli, że są poważnymi, odpowiedzialnymi ludźmi. Uśmiechasz się do pana sprzedawcy i mówisz, że musi być szczęściarzem, pracując w takim miejscu. Jego odpowiedź zaskakuje Cię– „mam wiele powodów do narzekania, ale nie narzekam”. Postanawiasz zjeść obiad na Małej Stranie. W knajpie, którą wybierasz, po zjedzeniu obiadu przychodzi pani kelnerka i z chytrym uśmiechem mówi, że wyglądasz, jakbyś chciał napić się Becherovki. Jej mina nie przyjmuje sprzeciwu. Po jednej kolejce przynosi drugą, już bez pytania.

Następnym miejscem, w które się wybierasz jest słynna hospoda „Pod Złotym Tygrysem”. Znasz kilka anegdot związanych z tym miejscem, takich jak ta, że kiedy w knajpie nie ma miejsca dla stałych gości, kelnerzy wyrzucają turystów. Wchodzisz niepewnie, mówisz szeptem, żeby nie rzucać się w oczy. Kelner przynosi piwo. Co pewien czas sprawdza, czy Twój kufel jest nadal pełny. Z każdym kolejnym wypitym piwem, patrzy na Ciebie z coraz większym szacunkiem (tym bardziej, kiedy jesteś kobietą, a na twoim listku pojawia się więcej kresek, niż na listku sąsiadów). I właśnie wtedy zdarza się TO. W stoliku naprzeciwko zauważasz starszego pana czytającego gazetę. Zdaje się nie zwracać uwagi na rozkrzyczanych Hiszpanów siedzących obok, nie wydaje się nawet poirytowany. Jest u siebie. Kiedy podnosi się, żeby wstać, nie wytrzymujesz i podchodzisz do niego, żeby zapytać jak odnajduje się w tym hałasie i czy nie przeszkadzał mu w czytaniu? Co odpowiada? „Nie, nie przeszkadza mi hałas. W czeskich hospodach tak po prostu jest”. Mówisz sobie, że to nic, że takiego człowieka można spotkać wszędzie. Ale to nie koniec.

Wychodząc z toalety, naprzeciwko widzisz otwarte drzwi do kuchni, a za nimi młody kelner, który uśmiecha się do Ciebie całą rozpiętością ust. Myślisz sobie, „cholerka, jak u Szczygła”. I tak jak Szczygieł łapiesz okazję do rozmowy. Rozmawiasz z kucharzem. Chłopak, rodowity Prażanin, pracuje „Pod Tygrysem” od 4 lat. Pytasz o Hrabala i stałych klientów, o wszystkie mity, które krążą o tym miejscu. On odpowiada, że jasne, czytał Hrabala, najbardziej lubi „Perełki na dnie”, ale to nie był główny powód, dla którego chciał tu pracować. Wracając do stolika wpadasz na damę, która przyszła tu z psem i siedzi w narciarskiej czapce. Zaczynacie rozmawiać. Opowiada ci, że jest właścicielką tej kamienicy, za chwilkę wraca do siebie, ale przyszła na spotkanie z człowiekiem, który zajmował się obroną słynnego norweskiego terrorysty. Z niewiadomych przyczyn wierzysz jej, ale w głębi duszy czujesz, że jest po prostu typem bajkopisarza, tak bliskiego dla tego miejsca pábitela. Twój nowy znajomy z kuchni, potwierdza to. W końcu kelner oświadcza, że zamykają. Bierzesz swój płaszcz, chcesz już wychodzić, ale podchodzi do Ciebie kobieta, która widzi, że jesteś zainteresowany tym miejscem. Pokazuje Ci fotografie wiszące na ścianie, na których jest absolutna mistrzyni (świętej pamięci) tej hospody, która pobiła wszystkie możliwe rekordy w piciu piwa. I wtedy już zupełnie się poddajesz. Wracasz nocnymi ulicami i krzyczysz, że Uwodzicielka Praga ma cię w swoich szponach, że jest pięknie i jeśli nie przez budynki, mosty i wąskie uliczki, to przez ludzi zakochałeś się. Prago, poddaje się, nieś mnie!

[Aleksandra Dziewa]

Dodaj komentarz

Podaj swoje imię

Twoje imię jest wymagane

Podaj prawidłowy adres email

Adres email jest wymagany

Wpisz swoją wiadomość

Novinka.pl © 2024 Wszystkie prawa zastrzeżone

Designed by WPSHOWER

Powered by WordPress