Sroka siedziała w gnieździe. Cieszyła się, że niedługo skorupka na jajkach zacznie pękać z trzaskiem, a ona zobaczy, jak wykluwają się jej dzieci i usłyszy ich głosy. Troskliwa mama, już przyszykowała dla nich wyprawkę! Oboje z mężem wśród gałęzi wysokiego drzewa zbudowali twierdzę. Wylepili ją od środka gliną, wysłali mięciutkimi źdźbłami trawy, przymocowali daszek dla osłony przed deszczem i wiatrem. Jajka leżały w kłębuszkach delikatnego puchu. Ale na tym nie koniec! Nie wystarczy, by gniazdo było miękkie, bezpieczne oraz chroniło przed zimnem i wiatrem.
Musi też być ładne! Sroka dała upust swej artystycznej naturze i na ścianach porozwieszała różne ozdoby, które miały nauczyć jej dzieci miłości do piękna. Ach! Przyszła matka rozmarzyła się,
patrząc na stworzone przez siebie wnętrze. Po prawej stronie, pomiędzy splecionymi gałązkami, tkwił w ścianie złamany guzik, który mienił się przepięknie w promieniach słońca. Na lewo błyszczała gwiazda wybita na metalowej monecie. Z przodu połyskiwał klucz w ramce z kilku niedopałków, a po przeciwnej stronie lśniło sreberko z wieczka od jogurtu. W gnieździe było mnóstwo przedmiotów o najwyższym poziomie artystycznym. W czasie swoich podróży państwo srokostwo widzieli wiele różnych gniazd – zdarzało im się wybierać z nich jajka – ale żadne z nich nie było urządzone z takim przepychem. Dzięki temu sroki doszły do wniosku, iż wśród ptactwa znajdują się na najwyższym szczeblu rozwoju, jako że przedstawiciele innych gatunków nie mieli takiego zamiłowania do sztuki oraz smykałki do dizajnu.
Matka poruszyła się na jajkach. Zdrętwiała jej noga? Nie, to drgnęło jedno jajko… Czyżby? Tak! Po drugiej stronie już stuka w skorupkę malutki słodki dziobek!
Nie minęło wiele czasu, a młode były na świecie. Piątka rozszczebiotanych dzieciaków z wiecznie rozdziawionymi dziobami. Pożywienie, które znosili im rodzice po kilka razy na godzinę, znikało w nich jak w przepastnych dziurach. Do tego maluchy robiły w gnieździe straszny bałagan. Małe dzieci – radość, ale i kłopot. Wkrótce sroki poczuły, że są tym wszystkim zmęczone. Mieć takie rozkoszne maleństwa to piękna rzecz, ale z drugiej strony –mamie i tacie tak mało czasu zostaje na własne życie! Cały dzień nic tylko latają w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, a kiedy wieczorem dziecięce oczka i dzioby nareszcie się zamykają, zmęczeni rodzice ledwie z grubsza posprzątają gniazdo, a potem od razu padają na posłania.
– Słuchaj – powiedział tato pewnego wieczoru – tak dalej być nie może. Jak długo jeszcze te nasze pociechy będą małe?
– Nie wiem – odpowiedziała mama. – Ale… takie z nich rozkoszne berbecie…
– Może i rozkoszne – rzucił tato. – Ale są też męczące. Ciągle piszczą i wołają jeść, są nienażarte!
– Nie wiedziałeś tego, kiedy się ze mną żeniłeś? – odparowała mama. – Że dzieci to radość, ale i kłopot?
– Z tobą się żeniłem, nie z… – warknął tato.
Mama zdrętwiała.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Że nie kochasz naszych dzieci?
– Ależ kocham! Ale kochałbym je jeszcze bardziej, gdyby dały mi trochę odetchnąć!
– To co mam zrobić? – zirytowała się mama. – Wpakować je z powrotem do jajek? Masz dzieci, więc jesteś za nie odpowiedzialny. Ciesz się, że są takie udane!
Tatuś spróbował mamę ugłaskać:
– Ja wiem… Kocham nasze pisklęta i jestem z nich dumny. Ale przecież od czasu do czasu moglibyśmy wziąć do nich nianię i gdzieś wyskoczyć tylko we dwoje! Nikomu by to nie zaszkodziło, prawda?
Mama przyznała mu rację. Też już była dzieciakami zmęczona, więc następnego dnia dali ogłoszenie do gazety: „Szukamy dobrej i ofiarnej niani na krótki czas do małych sroczątek i sprzątania gniazda. Oferty ze zwięzłym życiorysem proszę przysyłać na nasz adres. Sroki”
Tatuś w biurze podróży wykupił wycieczkę i oboje z mamą już cieszyli się na myśl o tym, że nareszcie odpoczną sobie bez dzieci. Sroka wiedziała, że będzie tęsknić do małych. Nawet gdyby wyjechali z mężem na najpiękniejszą nadmorską plażę, wszędzie będzie widzieć ich oczka, a każdy dźwięk przypomni jej ich popiskiwanie. A kiedy wieczorem tatuś przyniósł kopertę pełną odpowiedzi na ogłoszenie, pomyślała sobie: „Może lepiej nie jechać na żaden urlop?…”.
Pan sroka usiadł na gałęzi i zaczął czytać:
– Posłuchaj. Ta niania ma podobno kilkuletnią praktykę. Zainteresowania: przyroda, sport i taniec. Chętnie opowiada bajki, prowadzi zabawy ruchowe dla piskląt. Lubi sprzątać. Pasowałaby, prawda?
– Hmm… brzmi nieźle. A następna?
Tatuś odwrócił kartkę.
– Ta druga jest podobno starsza i bardziej doświadczona. Uwielbia pisklątka. Gniazdo wyczyści dokładnie. – Tatuś podniósł wzrok znad kartki: – Też dobra?
– Mogłaby być… – zamyśliła się mama. – Jak się nazywa i skąd pochodzi?
– Mieszka w pobliskiej wiosce, a nazywa się kuna Karolina.
– Kuna Karolina?! – wykrzyknęła mama.
– Tak jest napisane…
[Książka ukazała się 9 maja nakładem PWN w tłumaczeniu Doroty Dobrew]