Osiem i pół roku więzienia oraz przepadek majątku w wysokości 21 mln koron – taki wyrok, orzeczony przez sąd pierwszej instancji w Pradze, usłyszał David Rath. Nie, to nie żaden szef gangu przemytników broni ani czeskiej ośmiornicy parającej się wymuszeniami. To były wojewoda, bardzo wpływowy polityk i dodatkowo były przewodniczący Krajowej Izby Lekarskiej. Dlatego wyrok sądu budzi nad Wełtawą takie emocje.
Długa tradycja afer
Większość krajów dawnego bloku wschodniego już od czasów transformacji mierzy się z wielkimi skandalami politycznymi. Republika Czeska, która powstała w 1993 r. po rozpadzie Czechosłowacji, wcale nie jest pod tym względem wyjątkowa. Jedna z afer, szczególnie pikantna, bo zawierająca wątek obyczajowy, doprowadziła nawet do upadku centroprawicowy rząd Petra Nečasa w 2013 r. Premiera wiązało z atrakcyjną współpracownicą (szefową gabinetu) Janą Nagyovą zdecydowanie więcej niż tylko praca. Nagyova dzięki tej relacji uzyskała ogromne wpływy, niewspółmierne do pełnionej przez nią funkcji. Próbowała (skutecznie) wymusić na kochanku rozwód, nie omieszkała również wykorzystać służb specjalnych do inwigilowania pani Nečasovej. Sprawę tę połączono ze skandalem korupcyjnym: premier miał zaproponować trzem posłom ODS intratne stanowiska w zamian za zrzeczenie się mandatu.
Przedwcześnie stanowisko stracił również inny premier Czech, tym razem z lewej strony politycznej barykady. Zmarły w tym roku Stanislav Gross piastował urząd niecały rok (w latach 2004-2005), do czasu, gdy nie poradził sobie z udowodnieniem legalnego pochodzenia swojego majątku. Z aferami o charakterze korupcyjnym łączony był niemal każdy czeski rząd. Uzupełniały je liczne skandale obyczajowe z politykami w tle, a opinia publiczna nie odpuszczała w zasadzie nikomu. Jednak żadna afera nie nabrała takiego rozmachu jak ta z Davidem Rathem w roli głównej.
Warto zaznaczyć, że poziom korupcji w Czechach jest wyższy niż w Polsce. W najnowszej, 20. edycji opracowywanego przez Transparency International Indeksu Postrzegania Korupcji (CPI – Corruption Perceptions Index) Polska zajęła 35. miejsce na 175 państw uwzględnionych w badaniu, natomiast Czechy i Słowacja znalazły się dopiero na odpowiednio 53. i 54. miejscu.
– Walka z korupcją to ważna cecha demokracji. Z podziwem patrzę na polskie Centralne Biuro Śledcze. Kiedyś byłem sceptyczny wobec powoływania tego typu urzędów, ale działania CBŚ, uderzające w strukturalną korupcję, są skuteczne. W Czechach istnieje Biuro Antykorupcyjne, ale funkcjonuje ono w ramach policji, a ta, wraz z prokuraturą, działa skutecznie dopiero od niedawna. Polska radzi sobie bardzo dobrze – uważa Jan Sechter, były ambasador Czech w Polsce.
Trzy lata śledztwa
49-letni David Rath to lekarz, który dość szybko zorientował się, że jego przeznaczeniem jest kariera polityczna. Wprawdzie już od 1990 r. pracował w zawodzie, ale to nie przeszkodziło mu w aktywności na polu partyjnym i administracyjnym. Co ciekawe, przez trzy lata (1991-1994) był członkiem centroprawicowej ODS, natomiast przyszłość polityczną związał z lewicą (w latach 2006-2012 był członkiem CSSD).
– To tragedia, że ta partia przyjęła takiego człowieka, po tym jak odszedł z prawicowej ODS. Pojawia się bowiem pytanie, czy nauczył się kraść w ODS, czy u socjaldemokratów – zastanawia się socjolog prof. Jan Keller, od niedawna czeski europoseł. Rath został przewodniczącym związku zawodowego lekarzy, w 2005 r. premier Jirí Paroubek mianował go na stanowisko ministra zdrowia. Rok później został posłem do parlamentu. Ministrem i posłem był bardzo kontrowersyjnym – opinii publicznej dał się poznać jako polityk agresywny, brutalnie atakujący przede wszystkim opozycję spod znaku ODS. Zarzucał członkom tej partii (często słusznie) czyny korupcyjne. Do legendy przeszła jego publiczna bójka ze znanym stomatologiem, publicystą i komentatorem politycznym Miroslavem Mackiem. W 2008 r. Rath został wojewodą kraju środkowoczeskiego. To stanowisko piastował przez cztery lata.
W śledztwie antykorupcyjnym trwającym – według policji – kilka miesięcy wzięło udział około stu funkcjonariuszy. Najważniejszym dniem był 14 maja 2012 r. Wtedy to David Roth wpadł. Policja zatrzymała go z drewnianą skrzyneczką na wino. W niej, według śledczych, znajdowało się 7 mln koron (ponad milion złotych). Ruszyła lawina. Funkcjonariusze przeszukali domy i mieszkania Ratha oraz jego najbliższych współpracowników. U Kateriny Pancovej, współpracownicy Ratha i dyrektorki szpitala w Kladnie, znaleziono 30 mln koron, natomiast na posesji głównego podejrzanego w podpraskich Hostivicach kolejne 10 mln. Kilka dni później Rath zrezygnował z funkcji wojewody, wystąpił z CSSD i zrezygnował z kandydowania do Senatu.
Lista zarzutów była poważna – począwszy od działań dążących do uzyskania prywatnej korzyści w dziedzinie zamówień publicznych i przy przetargach, poprzez malwersacje przy zamówieniach publicznych i przetargach, aż po szkody dla finansów publicznych Unii Europejskiej, przyjęcie łapówki i wręczanie łapówek.
Na fali emocji związanych z gigantycznym skandalem parlament 5 czerwca 2012 r. zdecydowaną większością głosów (dwóch posłów przeciw, sześciu wstrzymało się od głosu) uchylił podejrzanemu politykowi immunitet poselski. Rath trafił do aresztu. Rozpoczął się proces, którego kulisy, tajemnice i szczegóły nie znikały z pasków informacyjnych i nagłówków wszystkich czeskich mediów przez trzy lata.
Parcie na szkło
Rath, człowiek świetnie czujący się w mediach, z ogromnym parciem na szkło, nie był jedynie pasywnym uczestnikiem trzyletniego show. Jego zachowanie miało wpływ na przedłużanie się procesu. Zdarzało się, że nie pojawiał się w sądzie, tłumacząc nieobecność wirusem, którym rzekomo zaraził się od pacjenta. Spadł też z roweru i wylądował na obserwacji w szpitalu. Chętnie porównywał się do Julii Tymoszenko. Zaprezentował również zdjęcia, na których główny sędzia procesu Robert Pacovsky był jakoby pijany. Fakty jednak przemawiały przeciw Rathowi – zebrany materiał zawierał prawie 2 tys. akt. Wiadomo było, że sprawa jest poważna, werdykt praskiego sądu wstrząsnął jednak wszystkimi. David Rath został skazany na osiem i pół roku więzienia i przepadek majątku. Jego współpracownica Lucie Novanská – na pięć lat więzienia i przepadek 5 mln koron. Surowe kary dostali również inni bliscy współpracownicy Ratha.
Wyrok zaskoczył nawet zwykłych obywateli, którzy dotychczas żyli w przekonaniu o bezkarności polityków. Sam David Rath wciąż uważa się za niewinnego. – To zemsta polityczna! – wykrzyczał jeszcze w ostatnim wystąpieniu parlamentarnym, zanim trafił do aresztu.
Premier Bohuslav Sobotka (CSSD) nie chce odnosić się do sprawy: – Nie wypada mi komentować wyroku sądu. Martwi mnie, że tak charyzmatyczny polityk, jakim niewątpliwie był David Rath, mógł w ogóle znaleźć się w tej sytuacji.
Orzeczenie w sprawie Ratha jest kłopotliwe dla czeskiej socjaldemokracji. – Uzasadnienie wyroku było bardzo szczegółowe, a sąd poszedł za głosem prawdy. Sądy są niezawisłe i my, politycy, powinniśmy to respektować. Nasza partia musiała zmierzyć się z tą sprawą i wyciągnęła z niej wnioski – powiedział Jan Hamáček, wiceprzewodniczący CSSD.
Część Czechów, w tym polityków, wyrok sądu odbiera jako zapowiedź konsekwentnej walki z korupcją. – Wynik procesu udowadnia, że czeskie sądownictwo i prokuratura mają się lepiej niż w przeszłości – stwierdził były minister sprawiedliwości Jirí Pospíšil. Andrej Babiš, wicepremier i minister finansów, skomentował zaś w swoim stylu: – Przeciwko takim ludziom jak były poseł Rath, ludziom z paczkami pieniędzy, szedłem do polityki. On jest symbolem partii politycznych starej daty.
Wydaje się, że proces Ratha może być przełomowy w czeskiej polityce. Nad Wełtawą panuje przekonanie, że – abstrahując od winy byłego ministra i wojewody – to dopiero wierzchołek góry lodowej. Czesi nie mają zaufania do klasy politycznej i wiedzą, że David Rath nie jest jedyną czarną owcą. Sam zainteresowany, krzycząc do posłów: „Na was też przyjdzie kolej!”, dał być może do zrozumienia, że wie sporo i nie ma zamiaru tej wiedzy ukrywać. Mówi się, że w Czechach dochodzi do głosu nowe pokolenie prawników, bezwzględne i nieskoligacone z obecną klasą polityczną. Jedno jest pewne – kolejne skandale polityczne nikogo w Czechach już nie zdziwią.
[Adam Miklasz, Łukasz Grzesiczak]
Tekst ukazał się na łamach tygodnika „Przegląd” 37/2015.