Helga Weissová „Dziennik Helgi” [fragment]

Zdjęcie młodej Helgi | fot. materiał wydawcy

I tak trafiliśmy pod „ochronę” niemieckiej Rzeszy, nie wiedząc nawet jak, ani przed kim. Dostaliśmy też nową nazwę. Zamiast Czechosłowacji mamy teraz Protektorat Czech i Moraw.

Od 15 marca nie było ani jednego dnia spokoju. Wciąż wychodzą kolejne rozporządzenia, coraz bardziej krzywdzące i bolesne. Nie ma dnia bez jakiejś niepokojącej wiadomości. Najgorzej jest nam, Żydom. Na nas wszystko można zwalić. To wszystko przez nas, wszystkiemu jesteśmy winni, chociaż nic złego nie zrobiliśmy. Nic nie możemy poradzić na to, że jesteśmy Żydami, ani na nic innego. Nikt o nic nie pyta, trzeba tylko wyładować na kimś swoją złość, a któż inny nadaje się do tego lepiej, niż… no tak, Żydzi. Antysemityzm przybiera na sile, gazety są pełne ataków na Żydów.

1 września 1939

Wybuchła wojna. Nikogo to nie zdziwiło. Wszystko od dawna na to wskazywało. Strach pomyśleć, że czeka nas chyba wojna światowa, ale to jedyna nadzieja na lepsze jutro, nie tylko dla nas, ale dla wszystkich uciemiężonych narodów.

*

Zanim wróciłam z wakacji, tata zapisał mnie na komplet, żebym mogła kontynuować naukę. To nie tak jak w szkole, ale pomału się przyzwyczajam i zaczyna mi się podobać nowy sposób nauki. Nasz komplet liczy pięć żydowskich dziewcząt. Nasi nauczyciele to dwaj młodzi studenci, którzy z tego samego powodu, co my, musieli zrezygnować ze studiów. Uczymy się w mieszkaniach, u każdej z nas na przemian. Zamiast znajomego budynku szkoły mamy teraz zwyczajną kamienicę, zamiast klasy – pokój dziecinny. Ławki szkolne zastąpiły zwykłe krzesła i stół, a tablicę szkolną – mała dziecięca tabliczka.

28 października 1939

Kolejne wstrząsające rozporządzenie. Tym razem nie dotyczy wyłącznie Żydów, ale studentów. Wszystkie uczelnie wyższe zostaną zamknięte – ponieważ kilku studentów próbowało demonstrować. Jednego z nich zabito. Jego pogrzeb stał się kolejną demonstracją. Nic to nie dało, za to wielu studentów wywieźli do obozów koncentracyjnych.
Aresztowania nie ustają. Niemiecka policja, gestapo, szaleje w Pradze; zamykają każdego, kto im nie pasuje. Praga jest pełna gestapowców: i tych umundurowanych, i tych ubranych po cywilnemu. Sieją wokół grozę. Wszyscy się pilnują, żeby nie trafić w ich łapy. Mimo że nikt nie chce wchodzić im w drogę, nie brakuje nieszczęśników, którzy wpadają w przemyślnie zastawione pułapki. Niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku. Wychodząc z domu, człowiek nie wie, czy do niego wróci. Niewiele jest już rodzin, które nie miałyby kogoś w obozie koncentracyjnym. Nam tego, dzięki Bogu, na razie oszczędzono.

Jesień 1940

Powoli przywykliśmy do nowych rządów. Zobojętnieliśmy. Już nawet surowe rozporządzenia nie wyprowadzają nas tak bardzo z równowagi. A tych nie brakuje. Wszystkie firmy muszą być niemiecko-czeskie. (Niektórzy nadgorliwcy biorą to sobie zanadto do serca i mają na swoich szyldach tylko niemieckie napisy).
W każdej restauracji na menu pojawił się napis, tłustym drukiem, żeby nikt go nie przeoczył: „Żydom wstęp wzbroniony – Juden nicht zugänglich”. Taki napis wisi przed wejściem do wszystkich lokali rozrywkowych, cukierni i fryzjerów. Ogranicza się kontakt z Żydami. Mimo to moje aryjskie koleżanki nie przestały mnie odwiedzać. Zawsze przynoszą ze sobą zeszyty, tata zagląda do nich, bo od gwiazdki sam mnie uczy.
Tak mi zleciał cały rok. Zdałam egzamin w szkole żydowskiej, dostałam świadectwo. Same szóstki. Czemu się nie cieszę, tak jak kiedyś? Czuję radość, jak zawsze, ale i smutek, że lato spędzę w Pradze.
Ostatnie wakacje, choć nie były tak piękne jak dawniej, spędziłam jednak poza miastem. W małym miasteczku, czy raczej wiosce, Cerhenice. Tata pracował tam u gospodarza. Zgłosił się na ochotnika, jak wielu innych, żeby uniknąć skierowania do pracy fizycznej. Nie było idealnie, wiadomo, ale wobec braku domków letnich, w których wolno byłoby jeszcze zamieszkać Żydom, pogodziłam się z tym. Do lasu mieliśmy daleko, a nad rzeką byłam tylko kilka razy, na samym początku, zanim wyszedł zakaz: „Żydom kąpiel w rzece wzbroniona”. Żeby, nie daj Boże, nie zanieczyścili wody, w której potem kąpali się Aryjczycy. Krewni, u których mieszkaliśmy, mają wielki ogród, a w nim basen, niewielki, ale zawsze. W tej wsi mieszkają cztery moje kuzynki, a krewni mają jeszcze dwie dziewczynki. Było nas więc w sumie siedem, czyli w sam raz, żeby była dobra zabawa.

5 października 1941

Minął miesiąc. Na komplecie czuję się już zupełnie jak w domu. Poza tym wszystko po staremu. Rano idę do szkoły, a wracam w południe, chociaż kończymy już o jedenastej. Zawsze idziemy jeszcze całym kompletem na plac zabaw – oczywiście żydowski. Tatuś w tym czasie gotuje obiad. Może to brzmi dziwnie, ale tak robią niemal wszyscy Żydzi. Co innego mieliby robić przez cały dzień? Przecież już od trzech lat nie mają pracy. To niesamowite, jak wiele można osiągnąć przez trzy lata. Tata nie umiał kiedyś nawet zaparzyć herbaty, a dziś już samodzielnie piecze ciasta i przyrządza wszystkie dania na obiad. Ścigają się z tatą Ewy, kto pierwszy posprząta, sprawdzają się nawzajem, u kogo bardziej błyszczy się parkiet, kto lepiej wypolerował blat kuchenny i naczynia.
Po obiedzie, jak mam odrobione wszystkie lekcje, idę z Ewą na spacer. Przeważnie na ten żydowski plac zabaw. Tatuś uczy nas angielskiego. Całkiem dobrze mi idzie, cieszę się z każdego nowego słówka, którego się nauczę. Wydaje się, że moglibyśmy wytrzymać jeszcze kilka lat takiego życia. Niestety, Niemcy chyba też uważają, że jest nam za dobrze, dlatego wciąż wymyślają coś, żeby urozmaicić nam spokojne życie. Tym razem wpadli na świetny pomysł, taki na miarę średniowiecza. Wyraźne oznakowanie Żydów. Gwiazdy. Jasnożółte, z napisem JUDE.

Na ulicy spotykamy się z różnymi reakcjami. Jedni mijając nas, przynajmniej na pozór nie zwracają uwagi (nikt nie umie się oprzeć, by nie spojrzeć choćby ukradkiem), inni uśmiechają się ze współczuciem lub dodając otuchy, po czyjejś twarzy przemknie drwiący, pogardliwy uśmieszek. Musimy nawet wysłuchać jakiegoś komentarza, ale do tego już przywykliśmy. Wsiadamy do tramwaju, do ostatniego wagonu. No i proszę, same gwiazdy. A co dopiero, kiedy zbliżamy się do śródmieścia. Tam wprost roi się od gwiazd. Dojeżdżamy na miejsce. Mówię tatusiowi, że nie musi po mnie przychodzić, nie boje się wracać sama, widzę, że nic mi nie grozi. Reakcja nie jest tak silna, jak sobie wyobrażali Niemcy.
W szkole przechwalamy się, kto ma lepiej przyszytą gwiazdę. I choć noszenie jej to nic przyjemnego, staramy się żartować. Przywykliśmy do innych rzeczy, przywykniemy i do tego.
Naprawdę nic się nie stało, jestem w domu cała i zdrowa.
Po południu idę z Ewą na spacer. Ale nie na plac zabaw; specjalnie kręcimy się po mieście. Cieszymy się spotykając jakiegoś Żyda. Każdy się uśmiecha, jakby chciał powiedzieć: „Do twarzy nam z tym, co?”. Liczymy napotkane gwiazdy, ścigamy się, która z nas naliczy więcej. Wesoło nam, śmiejemy się do rozpuku. Niech Niemcy widzą, że nic sobie z tego nie robimy. Specjalnie stroimy wesołe miny, rozmyślnie się śmiejemy. Specjalnie, na złość Niemcom.

Minął kolejny miesiąc. Tak już przywykliśmy do gwiazd, jakbyśmy nosili je od urodzenia. Wciąż jednak pojawiają się nowe rzeczy, które zasiewają niepokój w rodzinach żydowskich. To straszne, czegoś takiego jeszcze nie było. Nikt nie wie nic pewnego, to tylko domysły. Podobno organizują transporty. Miejmy nadzieję, że to nieprawda. Nie, to na pewno nie będzie prawda, nie może być! Ktoś sobie coś wymyślił, a plotki szybko się rozchodzą. Mimo to każdy szykuje się na najgorsze. Nie wiemy, co nas czeka, lepiej być przygotowanym i nigdzie nie pojechać, niż nieoczekiwanie dostać wezwanie. Dlatego mieszkania żydowskie zamieniają się powoli, a właściwie szybko, w magazyny rzeczy przydatnych w podróży.

*

Wszyscy szykują się do drogi.
Wiadomość o transportach nie była zmyślona, przygotowania nie poszły na marne.

[Tłumaczenie Aleksander Kaczorowski]

Helga Weissová, „Dziennik Helgi. Świadectwo dziewczynki o życiu w obozach koncentracyjnych”, przełożył z języka czeskiego Aleksander Kaczorowski, Wydawnictwo Insignis Media, Kraków 2013.

Fragment książki publikujemy za zgodą wydawcy.

O autorze
Dziennikarz i założyciel serwisu Novinka.pl.
Dodaj komentarz

Podaj swoje imię

Twoje imię jest wymagane

Podaj prawidłowy adres email

Adres email jest wymagany

Wpisz swoją wiadomość

Novinka.pl © 2024 Wszystkie prawa zastrzeżone

Designed by WPSHOWER

Powered by WordPress