W ciągu kilku minionych dni niektórzy z nas zostali Charlie Hebdo, inni przejściowo stali się Ahmedem Merabetem – policjantem, który stracił życie broniąc ludzi obrażających jego proroka. Jest też jednak i trzecia grupa komentatorów, którzy mniej lub bardziej świadomie ubierają czarne kominiarki napastników twierdząc, że francuscy rysownicy przekroczyli pewną granicę, a więc… zasłużyli.
Kilka razy stawałem już w obronie głupich dowcipów i zawsze znalazł się ktoś, kto podniósł swój święcie oburzony paluszek, grzmiąc: “z niektórych rzeczy nie wolno żartować”. Bo nie. Przestałem już reagować na ten rodzaj argumentacji (a raczej jej brak), nadal jednak wybitnie przeszkadzają mi “ale”, które lęgną się w tego typu “świętoszkostwie”.
Czytaj także: Ksiądz Halík nie jest Charlie. Czescy publicyści krytykują duchownego
“Świętoszkostwo” ujmuję tutaj w cudzysłów, ponieważ syndrom przekrochmalonego kołnierzyka wcale nie musi mieć korzeni w religijnej dewocji. Czeski lewicowy magazyn A2 w pokrętny sposób przerzucił ciężar problemu ataków na “rasistowski sekularyzm”, który rzekomo reprezentowali satyrycy pisząc o islamie. I tu pozwolę sobie zachichotać pod wąsem – przecież twierdzenie, że religia jest tożsama z rasą, jest samo w sobie rasistowskie.
Reakcja A2 jest poniekąd zaskakująca, ponieważ w Charlie Hebdo istniały regularne rubryki poświęcone nie tylko fundamentalizmowi wszelkiej maści, ale też prawom zwierząt, czyli tematom bliskim lewicowym środowiskom. Redaktorzy czeskiego czasopisma porzucili więc swoich potencjalnych sojuszników i przyjęli retorykę europejskich Talibów pokroju Polaka Tomasza Terlikowskiego lub Czecha Tomáša Halíka. Ten drugi – z niepojętych powodów nazywany liderem dialogu z ateistami – powiedział w komentarzu do wcześniejszych zamachów w Holandii, że zamordowani “prowokatorzy” sami byli zepsutymi nihilistami, którzy zazdrościli muzułmanom, że ci przynajmniej w coś wierzą. Dialog jak łopatą w twarz.
Właśnie formułkę “no tak, zamordowali ich, ALE…” uważam za wyjątkowo niesmaczną i dziwi mnie, że często słyszę ją od ludzi, którym zazwyczaj nie brakuje empatii. W innych sferach takie retoryczne salto mortale byłoby przecież całkowicie nie do pomyślenia – no tak, zgwałcili je (ale miały przecież przykrótkie sukienki); szykanowali go w szkole (ale miał śmieszne okulary); pobił ją (no ale zupa faktycznie była odrobinę za słona).
Jeżeli nadal was to nie przekonuje, to umówmy się przynajmniej co do tego, że publiczna egzekucja jest nieco przesadną karą za bycie “nieśmiesznym”, a nawet za obrażenie jakiegoś majestatu. Epoka brązu minęła już kilka tysięcy lat temu, w międzyczasie wprowadziliśmy bardziej finezyjne prawa, niż “oko za oko” lub “ukamienujmy go za zbieranie chrustu w szabat“.
Krótko mówiąc – żaden kawał nie zasługuje na to, aby ktoś stracił głowę. Ani w przenośni, ani dosłownie.
[Darek Jedzok]
Tekst został opublikowany na blogu Darka Jedzoka. Na Novinka.pl drukujemy go za zgodą Autora. Tytuł pochodzi o Novinka.pl.