„Havel, który wykreował postać pracującego w browarze, nieporadnego pisarza Wańka jako swoje alter ego, przypomina o odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą dokonanie moralnego wyboru. Odpowiedzialności, która każe poddawać ten wybór w wątpliwość, nie po to, by go porzucić, ale po to, by uniknąć fanatyzmu, by zrozumieć i zaakceptować tych, którzy wybrali inaczej” – o uniwersalności twórczości Václava Havla pisze Jan Zając.
Grudniowy wieczór; patrzę na komórkę, a tu wiadomość od redaktora Grzesiczaka: czy bym nie napisał czegoś o Havlu – czy warto go dziś czytać, czy warto żeby „młodzi” czytali? Tekst o tym czy warto czytać – w sumie – oczywistość, bo zawsze warto, można by tak napisać i o księdzu Bace i o Raymondzie Chandlerze. Redaktor podrzuca mi pomysły – może jakieś „top ten”, „the best of” Havla? 10 tekstów, które trzeba znać? Chciałbym, ale cóż, nie jestem bohemistą, nie posiadam mocy autorytetu, by oceniać dzieło Havla, a państwu mówić, co mają czytać.
Dręczy mnie jednak pewien wyrzut sumienia. Dzień przed tym, kiedy napisał do mnie redaktor Grzesiczak, odbyło się spotkanie poświęcone Václavowi Havlowi. Dwunastu ochotników czytało wtedy wybrane przez siebie teksty Pana Prezydenta, biorąc udział w szczególnej formie konkursu. Byłem wśród nich i ja – i podobnie jak większość moich współzawodników wybrałem fragment jednego z przemówień Havla. Owe przemówienia-eseje należą już bez wątpienia do klasyki literatury. Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia, że w kontekście, w jakim spotkały się podczas katowickiego „podwijania nogawek dla Havla”, stanowiły raczej przykład wybitnej publicystyki, tak, jakbyśmy zapomnieli, że Pan Prezydent był też Pisarzem, a być może – przede wszystkim nim. Nie pojawił się wtedy bowiem żaden fragment dramatu Havla.
A szkoda, bo jeśli twórczość Havla jest dzisiaj szczególnie aktualna i potrzebna, to właśnie z powodu jej szerokiego rozumienia polityczności, wkomponowanego nieodmiennie w kwestie etyki. Zawarte w niej historie zmagań politycznych, choć istotne, stanowią tylko tło. Nadrabiając więc zaległości z katowickiego czytania Havla, chciałbym przyjrzeć się – z konieczności pobieżnie – dwóm jego dramatom, jednoaktówkom: Audiencji (1975) i Protestowi (1978).
Bohaterem obu utworów jest Ferdynand Waniek, dysydent, ponoszący konsekwencje swojego politycznego sprzeciwu, kierujący się w życiu moralnością, zabraniającą mu brać udziału w „praktykach, które są mu obce” i próbujący, na tyle, na ile to możliwe, wpływać na życie polityczne w swoim totalitarnym kraju. Jednak nie owe walki, opór i jego konsekwencje, są głównym tematem obu sztuk. Audiencja przedstawia trudną i groteskową rozmowę Wańka z Browarnikiem, kierownikiem zakładu, w którym pracuje dysydent, nie mogąc już funkcjonować w swoim naturalnym środowisku, czyli teatrze. Protest jest zapisem sytuacji analogicznej, symetrycznej – Waniek rozmawia tu z kolegą po piórze, który – nie chcąc być dysydentem – przyjął wobec totalitarnej władzy strategię kompromisu. Browarnik, który, po zatrudnieniu Wańka, musi na niego donosić, chce, by ten, w zamian za awans, owe donosy sam pisał, odbierając kierownikowi część przykrych obowiązków. Kolega-pisarz zaprasza do siebie Wańka, chcąc, by ten przygotował list protestacyjny, w związku z uwięzieniem związanego z opozycją muzyka, nieświadomy, że Waniek od kilku dni zbiera pod takim listem podpisy. Browarnik, pijany i zmęczony, zapomina szybko o swojej kuriozalnej propozycji, a niepokorny muzyk zostaje uwolniony dzięki zakulisowym działaniom kolegi-pisarza, a nie protestom dysydentów.
Nie o, zniekształcone zresztą konwencją teatru absurdu, realia ruchu oporu tu jednak chodzi. Havel, który wykreował postać pracującego w browarze, nieporadnego pisarza Wańka jako swoje alter ego, przypomina o odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą dokonanie moralnego wyboru. Odpowiedzialności, która każe poddawać ten wybór w wątpliwość, nie po to, by go porzucić, ale po to, by uniknąć fanatyzmu, by zrozumieć i zaakceptować tych, którzy wybrali inaczej: Browarnika, troszczącego się o rodzinę, pisarza, chcącego zachowa resztki wpływu. Nie jest to polityka rozumiana jako walka o władzę, a nawet jako sam tylko opór wobec totalitarnych nadużyć, pojęcie to rozumiane jest tu znacznie szerzej. Dla Havla polityka to spotkania z tymi, którzy są inni niż on, to dzielenie przestrzeni publicznej tak, by i dla nich znalazło się w niej miejsce. To etyczny ruch w stronę społeczeństwa obywatelskiego, w którym każdy, kto chce, może funkcjonować w ramach swoich wyborów i respektując wybory innych.
Dwie sztuki Havla, o których tu wspominam, w latach siedemdziesiątych były ważne dlatego, że potrafiły przekroczyć horyzont zmagań z bieżącymi problemami politycznymi i przedstawić wizję życia społecznego, choć utopijną, to konieczną jako wzór nie tylko w krajach komunistycznych, ale i w krajach demokracji zachodnich. Dwie sztuki Havla, o których tu wspominam, są ważne i dziś dlatego, że ten utopijny wzór wcale nie stracił na aktualności. Etyczny imperatyw, mówiący o tym, by problematyzować i analizować swoje wybory po to, by rozumieć wybory innych, jest uniwersalny, ale jest to uniwersalność, która podważa samą siebie dla dobra tego, w co wierzy. I takie stanowisko, przekonuje Havel, jest nam potrzebne w każdych warunkach.
[Jan Zając]