„Ostatnia arystokratka” Evžena Bočka to pełna perypetii powieść w najlepszym czeskim stylu. Obiecuje kalejdoskop komicznych i często surrealistycznych sytuacji oraz galerię niezapomnianych postaci, a wszystko to widziane oczami ostatniej prawdziwej arystokratki, ostatniej pani na Kostce – młodziutkiej Marii. Książka ukazała się 27 stycznia nakładem wydawnictwa Stara Szkoła w przekładzie Mirosława Śmigielskiego. Specjalnie dla naszych Czytelników mamy jej fragment. Miło nam poinformować, że książka ukazała się pod patronatem Novinka.pl.
07.12.
Kostka!
Zegar na pobliskim kościele właśnie wybił godzinę jedenastą.
Słyszę, że gdzieś w pobliżu tarabani się Józef. Józef to nasz kasztelan. Nosi pęk kluczy wielki jak główka kalafiora, więc kiedy chodzi, stwarza wrażenie gwardii cesarskiej. Pradziad Józefa uratował w jakiejś bitwie życie mojemu praprawujkowi, a ten go z wdzięczności uczynił kasztelanem na Kostce, mimo że był tylko golibrodą (przodek Józefa oczywiście– mój przodek był hrabią). Od tego czasu ich ród wiernie służy naszemu rodowi. Powiedziałabym ,że Józefa ta wierna służba dość wyczerpuje. Wygląda na zmęczonego i ciągle ma minę, jakby coś go bolało. Oprócz Józefa mamy jeszcze sprzątaczkę panią Cichą i ogrodnika, który nazywa się Piękno ,ale na przekór swojemu nazwisku wygląda jak pan Spock z serialu Star Trek.
Właściwie nie mamy pewności, czy to nie jest on. Matka była rozczarowana. Spodziewała się, że „służby” będzie zdecydowanie więcej. Wygląda na to, że pod wpływem lektury biografii księżnej Diany oddaliła się od rzeczywistości dużo bardziej, niż podejrzewałam .Józef przestał się tarabanić i panuje cisza przerywana czasami trzaskaniem parkietów i mebli. Mimo że jestem strasznie zmęczona, nie mogę spać. Zarówno z powodu najtłustszego jedzenia, jakie kiedykolwiek jadłam, jak również dlatego, że w mojej sypialni umarło zbyt wielu ludzi, bym mogła zachować spokój. Jeden z nich chyba nawet powiesił się na żyrandolu. Czy trzeba było mi o tym mówić?
Dość niepokoi mnie również wypchany kucyk stojący na tylnych nogach w rogu pokoju. Wabi się Jaruś i był ulubieńcem jednej z moich poprzedniczek, która nie mogła pogodzić się z jego śmiercią. Wypychacz najwyraźniej popuścił wodze fantazji, ponieważ proporcje Jarusia wykluczają, by za życia był zdolny do przyjęcia pozy, w której został uwieczniony. Nóżki ma cienkie, za to brzuch wygląda jak nadmuchany ponton. Pół godziny temu musiałam zarzucić mu na głowę szlafrok, ponieważ miałam nieodparte wrażenie, że mnie obserwuje. Podobnie jak Jaruś obserwują mnie (i niepokoją) moi przodkowie przedstawieni na dziecięcych portretach. Gdybym miała zakryć również ich, nie wystarczyłoby mi ubrań. Portretów jest łącznie czterdzieści siedem. Przy okazji ubrania – ułożyłam rzeczy do olbrzymiej szafy, a przed chwilką okazało się, że wyłażą z niej jakieś robaki. Kolejne robaki wyłażą spod naszego wydeptanego dywanu. Caryca stara się je wyłapywać, ale Jarusia obchodzi wielkim
łukiem.
Ojciec już nie śpi z matką. Nic dziwnego. Wczorajsza impreza u Bendy skończyła się dopiero o trzeciej w nocy bójką Nancy Reagan ze skrzypkiem. Niemniej nawet to nieudane zakończenie nie zepsuło matce wesołego nastroju i jeszcze w łóżku śpiewała sobie przez dziesięć minut jakieś szlagiery,
które w jej wykonaniu brzmiały koszmarnie – Na Panchrasu, na małych pagórków rosnę peknie rządy dżew.
Spałam niespokojnie.
[Evžen Boček]
Informacja o książce na stronie wydawcy
Podoba Ci się co robimy? Zostań z nami!
Lubisz obrazki? Śledź nas na Instagramie.
140 znaków wystarczy? Jesteśmy na Twitterze
Chcesz wiedzieć z pierwszej ręki? Lubisz dyskusję? Obserwuj prywatny profil Łukasza Grzesiczaka na Facebooku.
Novinka.pl ma też swój oficjalny profil na Facebooku