W Czechach rozpoczął się proces beatyfikacyjny ks. Józefa Toufara. Kapłan zmarł w 1950 roku, zakatowany przez komunistów.
Historię katolickiego kapłana przypomina w Naszym Dzienniku Małgorzata Jędrzejczyk odwołując (bez podania źródła i informacji o tym fakcie) się do tekstu Andrzeja Grajewskiego opublikowanego przed 8 laty na łamach Gościa Niedzielnego.
Ksiądz Toufar był proboszczem w małej miejscowości Ćíhošť na Wyżynie Czesko-Morawskiej. 11 grudnia 1949 roku podczas porannej mszy św. głosił homilię, w której mówił o tajemnicy obecności Boga w ludzkim życiu. Gdy wypowiadał słowa: „Tutaj, w tabernakulum, jest nasz Zbawiciel”, wierni zauważyli, że półmetrowy krzyż wiszący nad ołtarzem się przechylił. Ksiądz sam tego nie zauważył. Po mszy św. przyszli do niego parafianie, którzy opowiedzieli o tym, co widzieli. W kolejnym kazaniu ks. Toufar odniósł się do tamtych wydarzeń. Mówił, że pochylenie krzyża w czasie kazania było znakiem obecności Boga w liturgii. Wieść o wydarzeniu obiegła cały kraj. Do kościoła zaczęli przybywać ludzie z różnych miejsc. Wielu z nich niezwykłe wydarzenia w kościele odnosiło do sytuacji Kościoła w Czechosłowacji, gdzie w lutym 1948 r. komuniści przejęli władzę w kraju i dążyli do podporządkowania sobie Kościoła.
Biuro Polityczne KC KPCz postanowiło zająć się sprawą cudu krzyża w Ćíhošť. 28 stycznia 1950 r. funkcjonariusze czechosłowackiej bezpieki (StB) aresztowali ks. Toufara, a wokół zdarzenia z krzyżem rozpętano propagandową nagonkę wymierzoną w Kościół. „Szefem ekipy śledczej był porucznik Ladislav Mácha. Codziennie bito księdza aż do utraty przytomności. Aby jego męka była większa, karmiono go tzw. karlowarską zupą, czyli gorzką, specjalnie przesoloną cieczą, po której nie podawano mu wody. Zmaltretowany fizycznie i zgnębiony psychicznie kapłan podpisał 22 lutego 1950 r. protokół zeznania, w którym przyznał się do rzekomego molestowania nieletnich chłopców oraz do tego, że sprowokował pochylenie krzyża nad ołtarzem, aby wzniecić antykomunistyczną histerię. Miał w tym celu skonstruować specjalne urządzenie, składające się z kawałka drewna, gumy i drutu, za pomocą którego potajemnie spowodował ruchy krzyża” – pisał Andrzej Grajewski na łamach Gościa Niedzielnego w artykule „Cud w Czihoszti”.
25 lutego 1950 r. wyczerpanego ks. Toufara pod fałszywym nazwiskiem przewieziono do rządowej lecznicy. Na ciele miał rozlegle obrażenia, nie pomogła operacja. Zmarł tego samego dnia. Sfałszowano też dokumentację ze szpitala. Podano, że powodem jego śmierci były wrzody żołądka.
Dopiero w 1994 r. Urząd ds. Badania i Dokumentacji Zbrodni Komunistycznych powrócił do sprawy zakatowanego kapłana. Wyszło też na jaw, że rzekomo molestowani przez księdza chłopcy byli zmuszani do podpisywania fałszywych zeznań, a w kościele nie znaleziono żadnych mechanizmów służących do sfingowania cudu krzyża.
(łg)