Czy da się walczyć z mową nienawiści? Dwie czeskie inicjatywy – HateFree oraz Faktus – starają się przekonać czeskie społeczeństwo, że warto. Chociaż wcale nie bywa to łatwe.
„Śmierć HateFree”
Co łączy praską kawiarnię Mammacoffe, pub Cafe v lese, salon tatuażu Individual czy sklep bielizną Spravná podprsenka? Wszystkie te miejsca przyłączyły się do sieci HateFree Zone – miejsc, gdzie mile widziani są wszyscy bez względu na płeć, wyznanie, pochodzenie czy orientację. Sieć jest częścią rządowego projektu HateFree. Projektu, który jak wynika z nazwy, walczy z przejawami nienawiści.
HateFree powstał w listopadzie 2014 roku jako projekt rządowej Agencji Integracji Społecznej. Oprócz tworzenia mapy miejsc przyjaznych dla wszystkich, HateFree zajmuje się przede wszystkim przejawami nienawiści w internecie. Swoją działalność prezentuje więc głównie przez stronę internetową hatefree.cz oraz facebookowy profil HateFree Culture. Autorzy projektu starają się obalać mity, które szerzą się na portalach społecznościowych. Na początku zajmowali się przejawami nienawiści jako ogólnym zjawiskiem, dotykającym wszystkich. Jedną z pierwszych kampanii była seria zdjęć znanych czeskich osób, ale też zwyczajnych ludzi należących do mniejszości, razem z nienawistnymi komentarzami, które na ich temat pojawiały się w internecie. Dość często pojawiał się również temat romskiej mniejszości w Republice Czeskiej, wobec której dość powszechnie pokutuje stereotyp, że Romowie nie pracują i żyją za pieniądze ze świadczeń socjalnych. Na stronie HateFree możemy znaleźć między innymi artykuł ekspertki Ireny Dleskovej, która wylicza, że bajońskie sumy, które romskie rodziny mają rzekomo pobierać od państwa, są przy obecnym prawie niemożliwe.
W nocy z soboty na niedzielę, 24 kwietnia tego roku, grupa młodych wandali zdewastowała witryny kilku kawiarni, pubów i sklepów w Pradze. Czerwona farba na witrynach, obok nazistowskie symbole i hasła – oraz napisy „Smrt HateFree” – „Śmierć HateFree”.
Czym HateFree tak bardzo zaszło za skórę prawicowym radykałom, którzy najprawdopodobniej stoją za atakami na sklepy i kawiarnie? Przede wszystkim postawą wobec imigrantów. Kiedy fala uchodźców z Syrii przybrała na sile, imigranci oraz muzułmanie stali się głównymi tematami sprostowań na HateFree. Dodatkowo na jesieni w ramach eksperymentu do 30-tysięcznego Kolina przyjechała rodzina fikcyjnych syryjskich uchodźców. Ukryta kamera sfilmowała reakcje miejscowych, których para z małym dzieckiem prosiła o pomoc – i w przeciwieństwie do tego, co można by było wywnioskować z internetowych dyskusji, w większości przypadków spotkali się z przyjaznym podejściem. HateFree starało się pokazać, że nie taki Czech nietolerancyjny, jak to wygląda w wirtualu.
Nocne ataki szokiem. Szczególnie zaskoczona była Karolína Tomascová, właścicielka Spravnej podprsenki. W przeciwieństwie do innych zdewastowanych miejsc jej sklep nie miał jeszcze na drzwiach nalepki HateFree Zone, ponieważ do projektu dołączyła niedawno. Chuligani musieli więc znaleźć adres na stronie HateFree. W wypowiedzi dla tygodnika Respekt zaznaczała, że przyłączenie się do inicjatywy nie miało dla niej charakteru politycznego. „Nie chodziło nam wcale o uchodźców, w których ta akcja była prawdopodobnie wymierzona” tłumaczyła dziennikarzom. „Chcieliśmy pokazać, że nie przeszkadzają nam na przykład osoby transseksualne, które także kupują u nas bieliznę, że nie mamy problemu, kiedy przyjdzie do nas matka z dzieckiem w wózku – to przecież też nie wszędzie jest oczywiste.” Do przyłączenia się do projektu motywowała ją przede wszystkim chęć pokazania, że jest otwarta wobec wszystkich klientów. Atak na jej sklep wydał jej się absurdalny również ze względu na jej osobiste poglądy – sama jest raczej prawicowcem i ma mieszane uczucia wobec przyjmowania uchodźców.
Faktami przeciwko nienawiści
Drugą organizacją, która zareagowała na wzrost mowy nienawiści, była fundacja Člověk v tísni (Człowiek w potrzebie). Fundacja, działająca już od lat 90., zajmuje się przede wszystkim prawami człowieka, ale również pomocą humanitarną czy oświatą. Projekt Faktus powstał podobnie jak HateFree na jesieni 2014, jednak przez pierwszy rok działał jedynie jako wersja pilotażowa, niepubliczna. Faktus ma węższy zakres działania niż rządowy HateFree. Autorzy projektu zdecydowali się ograniczyć do dementowania wypowiedzi polityków, w których pojawiają się wątki rasistowskie czy innego rodzaju przejawy dyskryminacji.
„Szanujemy wolność słowa. Każdy może czasem palnąć jakąś głupotę. Nie zajmujemy się ocenianiem” piszą autorzy na stronie projektu. „Ale jest dla nas oczywiste, że nakręcanie strachu i podsycanie nienawiści między grupami społecznymi od zawsze było częścią politycznej gry.” Grupa wolontariuszy zajmuje się wyłapywaniem z mediów kontrowersyjnych wypowiedzi. Monitorują nie tylko prasę czy telewizję, ale także portale społecznościowe, np. facebookowe profile partii czy konkretnych polityków czy ich strony internetowe. Zwracają uwagę szczególnie na opinie dotyczące mniejszości – seksualnych, etnicznych, religijnych czy osób marginalizowanych, np. bezdomnych. Następnie porównują wypowiedzi z informacjami z wiarygodnych źródeł – specjalistycznych statystyk czy obowiązującego prawa. Z tymi informacjami zwracają się do autora wypowiedzi. Na jego odpowiedź czekają dwa dni. Później analiza, razem z ewentualną odpowiedzią polityka, ląduje na stronie faktus.cz oraz ich profilu na Facebooku. Niewielu ze „sprawdzanych” polityków decyduje się jednak na odpowiedź Faktusowi.
Większość nieprawdziwych twierdzeń polityków dotyczy uchodźców oraz wyznawców islamu. Senator Jaroslav Doubrava w wywiadach dla serwisu Parlamentní listy dwukrotnie twierdził, że imigranci zgwałcili dwie małe czeskie dziewczynki. Kiedy wolontariusze Faktusu zwrócili mu uwagę, że już dwa tygodnie przed pierwszym udzielonym przez polityka wywiadem, policja zdementowała tę szerzącą się po internecie wiadomość, senator bronił się, że w obu przypadkach użył słowa „podobno”. Do innego polityka, Petra Havlíčka, wójta małej wsi pod Pardubicami, Faktus wysłał długi list, w którym szczegółowo analizował jego esej „Europa popełnia samobójstwo, czy też obcy i ich koń trojański”. W eseju polityk twierdził między innymi, że w jednym z niemieckich miast większość studentów to imigranci a „biali” studenci oraz profesorowie są codziennie napadani. Jednak miasto Rütli, które Havlíček podawał jako przykład, nie istnieje – nazywa się tak jeden z berlińskich kampusów, dawniej szkoła średnia, która faktycznie dziesięć lat temu miała problemy z agresją wśród uczniów. Polityk wiadomość wolontariuszy uznał za atak na swoją osobę – na człowieka „walczącego o prawdę i sprawiedliwość”, jak sam napisał – i obwinił Faktus o bagatelizację problemu uchodźców oraz islamu w Europie. „Jesteście ślepi i głusi?” odpowiedział. „Ile jeszcze ma zginąć ludzi, ile ataków terrorystycznych potrzebujecie, aby do was dotarło, jakim świństwem jest radykalny islam? Jakie w ogóle są wasze zamiary?!”
Praga się nie boi!
Z taką krytyką codziennie na Facebooku spotyka się również projekt HateFree. „Czemu na waszym profilu nie udostępniacie filmów z zamachów czy morderstw rytualnych itp., które codziennie zdarzają się na całym świecie?” pyta jeden z komentatorów. „Czemu skupiacie się tylko na tym, jak rasistowskie jest zachodnie społeczeństwo?”. Krytycy zarzucają inicjatywie proislamską propagandę i lekceważenie problemu uchodźców i ich wpływu na kulturę europejską. Szczególnie aktywni są ludzie stojący za inicjatywą „Nie chcemy islamu w Republice Czeskiej”. Po kwietniowych atakach na praskie kawiarnie i sklepy spekulowali nawet o tym, że sprawcami byli ludzie związani z HateFree i cała akcja była prowokacją mającą na celu skompromitowanie środowisk prawicowych.
Jeszcze w niedzielę pod poszkodowanymi miejscami zgromadzili się ludzie, którzy pomagali właścicielom i obsłudze czyścić zniszczone witryny. Następnego dnia na praskim placu Jerzego z Podiebradów zebrało się kilka tysięcy ludzi, którzy demonstrowali swoją solidarność z HateFree. „Przyszliśmy pokazać, że Praga się nie boi” – mówili organizatorzy.
[Anna Militz]