Anatomia paranoi. „Bellevue” Ivany Dobrakovovej [recenzja]

„W powieści Dobrakovovej nie ma trudnego języka, fabuła również jest banalnie prosta. Bohaterowie nie są wyjątkowi, to zupełnie zwyczajni ludzie. Gotowiśmy pomyśleć, że taki świat przedstawiony wyklucza pisanie o rzeczach trudnych, tematach tabu – cielesności, niepełnosprawności czy chorobie psychicznej. Niejednego zatem zaskoczy, że słowackiej autorce udało się z chirurgiczną wręcz precyzją to wszystko rozpisać”. Książkę  „Bellevue” Ivany Dobrakovovej, która ukazała się nakładem Słowackich Klimatów recenzują Monika Kaczmarska i Agnieszka Molińska.

Niespełna półtora roku temu zaprezentowaliśmy na portalu Novinka.pl listę 10 współczesnych słowackich utworów, które uznaliśmy za warte przetłumaczenia na nasz język. Wśród nich znalazło się „Bellevue” Ivany Dobrakovovej. Ku naszej uciesze pod koniec zeszłego roku przekład tego tekstu pojawił się na polskim rynku za sprawą wydawnictwa Słowackie Klimaty.

Ivana Dobrakovová jest jednym z największych odkryć w słowackiej literaturze XXI wieku. Wydano dotąd trzy książki tej młodej pisarki. Zaczynając od debiutanckiego zbioru opowiadań „Prvá smrť v rodine” z 2009 roku, przez późniejszą o rok powieść „Bellevue”, a kończąc na opublikowanym przed kilkoma miesiącami kolejnym zbiorze opowiadań „Toxo”. Na Słowacji zyskała uznanie zarówno czytelników, jak i krytyków. Pierwsze dwa tytuły były m.in. nominowane rok po roku do prestiżowej nagrody literackiej Anasoft Litera. Dobrakovová mieszka we Włoszech, zajmuje się tłumaczeniem literatury z francuskiego i włoskiego. Jest to o tyle ważne, że w jej dotychczasowej twórczości bardzo często bohaterkami są młode Słowaczki na stałe żyjące lub tymczasowo przebywające poza granicami kraju. Do tekstów autorka nierzadko wplata obce słowa lub zdania z wielu europejskich języków. Być może korzysta z własnego doświadczenia przy konstruowaniu fabuł. Zresztą, który z twórców tego nie robi?

„Bellevue” jest drugą książką w dorobku młodej słowackiej pisarki, a pierwszą (i na razie jedyną) wydaną po polsku. Stanowi w pewnym sensie przekształcenie i rozwinięcie części wątków i sylwetek bohaterów z debiutanckiego zbioru opowiadań „Prvá smrť v rodine” (np. postać Słoweńca Draga mieszkającego w domu między dwoma autostradami). Sama powieść w dużej mierze treściowo pokrywa się z jednym z opowiadań – „Bellevue, Marseille”, lecz – choć problematyka w obu tekstach jest podobna (cielesność i stosunek bohaterek do niej) – są to zdecydowanie dwa odrębne utwory. Znajomość wcześniejszych opowiadań i wyłapywanie wspólnych motywów dają satysfakcję wielbicielkom i wielbicielom prozy Dobrakovovej, lecz nie są niezbędne do czerpania przyjemności z czytania „Bellevue”. Tak, pomimo trudnej tematyki, czytanie słowackiej autorki to przyjemność, jaką możemy czerpać z kontaktu z wartościową literaturą.

Główna bohaterka „Bellevue” (i narratorka powieści), 19-letnia Blanka, wyjeżdża do Marsylii, żeby tam zajmować się osobami niepełnosprawnymi. W dzisiejszej Europie wolontariat w innym kraju nie jest rzadkością wśród młodych ludzi chcących nauczyć się języka, zdobyć doświadczenie i po prostu… przeżyć coś ciekawego. Jej wizja spędzenia tego czasu mocno jednak mocno rozmija się z rzeczywistością. Radość płynąca z przebywania z towarzyszami i towarzyszkami z różnych krajów, zwiedzania i odpoczynku na plaży nie jest w stanie zagłuszyć gonitwy myśli, która pojawia się w jej głowie. Blanka nie potrafi zmierzyć się z zależnością i niedołężnością pacjentów. Czuje do nich niechęć, nienawiść i jest przekonana, że oni odwzajemniają te uczucia. Ma poczucie winy z powodu swojej sprawności, bojąc się przy tym jej utraty. Obsesyjnie skupia się na kontroli nad własnym ciałem, które wzbudza w niej obrzydzenie:

(…) nie znoszę tego, że jestem cielesna, czuję się śmieszna, z tymi dwoma rękami, nogami, tułowiem, chociaż to absurdalne, każdy ma przecież ciało, a to moje wcale nie jest gorsze od innych, mimo to nic na to nie poradzę, budzi we mnie silny wstręt to, że zachodzą w nim wszystkie procesy tak jak w innych ciałach, organy pulsują, serce pompuje krew, żołądek trawi, krew krąży, na twarzy wyskakują pryszcze, włosy się przetłuszczają, piersi podskakują, o reszcie raczej nie wspomnę, innymi słowy, ciało mi przeszkadza… w życiu. (str.76)

Wielu z nas czuje się niekomfortowo w towarzystwie osób z niepełnosprawnością, jednak w przypadku Blanki nie chodzi o chwilowe poczucie się źle, jej cały świat zapętla się wokół myśli związanych z rezydentami ośrodka. W małych, nieznaczących gestach zaczyna doszukiwać się ataków na siebie i zawiązanego gdzieś za jej plecami spisku. Najmniejsze niedomaganie swojego własnego ciała odczytuje jako krok w kierunku zupełnego zatracenia się.

Poza samą fabułą – co do której można zaryzykować, że jest w dużej mierze opisem rozpoczynającego się epizodu choroby psychicznej (z perspektywy osoby na nią cierpiącej) – interesujący w „Bellevue” jest sposób prowadzenia narracji. Początek powieści może być wręcz męczący i zniechęcający, można się poczuć, jakby się czytało „pamiętniczek”, jakieś w miarę składne, ale zupełnie nieinteresujące opowiadanie młodziutkiej kobiety z jej wyprawy w wielki świat. Niepostrzeżenie ta schludna konstrukcja zaczyna się psuć, rozpadać, wątki się mieszają, przeskakują jeden w drugi. Zmiany stanu świadomości bohaterki mają wyraźne odbicie w tekście, w tym także jego graficznej formie. Orientujemy się, że nic nie pojawia się tam przypadkiem, każda wzmianka mówi nam wiele o tym, jak Blanka czuje się sama z sobą i pośród innych. Świetnie to oddaje uważne polskie tłumaczenie Izabeli Zając.

Inne postaci poznać możemy wyłącznie z perspektywy Blanki. Widzimy jej stereotypowe postrzeganie niepełnosprawnego Ahmeda, wstręt i strach wobec niego i innych pensjonariuszy, jej powierzchowne relacje z wolontariuszami i personelem ośrodka, które jednakże powodują, że niemal zupełnie zapomina o swoim chłopaku i rodzinie. Nie wiadomo, jak cała sytuacja wyglądałaby opisana przez inne osoby. Wiadomo, że dla Blanki wygląda strasznie. Gubi się ona w relacjach z ludźmi tak samo jak w gąszczu pistoletów napełnionych moczem, podnośników pomagających w umyciu podopiecznych i talerzy pełnych jedzenia, którym trzeba ich nakarmić. Wszystko wokół niej jest jednocześnie piekielnie realistyczne, naturalistyczne, zahaczające wręcz o brutalizm i… niebezpiecznie odrealnione, niedające się uchwycić i zrozumieć.

Wielu rzeczy w „Bellevue” zdecydowanie nie odnajdziemy. W powieści Dobrakovovej nie ma trudnego języka, fabuła również jest banalnie prosta. Bohaterowie nie są wyjątkowi, to zupełnie zwyczajni ludzie. Gotowiśmy pomyśleć, że taki świat przedstawiony wyklucza pisanie o rzeczach trudnych, tematach tabu – cielesności, niepełnosprawności czy chorobie psychicznej. Niejednego zatem zaskoczy, że słowackiej autorce udało się z chirurgiczną wręcz precyzją to wszystko rozpisać. Pociąć na malutkie kawałki i zaserwować nam na tacy w postaci książki, która nie wymaga od czytelnika znajomości zakamarków ludzkiej psychiki ani wyjątkowo wyrafinowanego gustu literackiego. Wymaga wyłącznie umiejętności wsłuchania się w historię, którą opowiada nam Blanka. Opowieść prostą, jawnie banalną. Anatomię paranoi. Banalność szaleństwa. Bo „odejście od zmysłów” jest banalne, tak samo jak banalne jest zło (i dobro). Na to ostatnie zwrócono nam uwagę po wydarzeniach, które wstrząsnęły światem w minionym stuleciu. Najwyższa pora, żebyśmy zmierzyli się z tym drugim „piekłem”, tym wewnątrz, a nie na zewnątrz nas. Ivana Dobrakovová daje nam tekst, od którego zdecydowanie warto zacząć. Warto też pomyśleć chwilę o tym, że w powieści nikt w istocie nie dostrzegał narastającego problemu bohaterki. A czy my widzimy otaczające nas „Blanki”?

[Monika Kaczmarska, Agnieszka Molińska]

O autorze
Dziennikarz i założyciel serwisu Novinka.pl.
Dodaj komentarz

Podaj swoje imię

Twoje imię jest wymagane

Podaj prawidłowy adres email

Adres email jest wymagany

Wpisz swoją wiadomość

Novinka.pl © 2024 Wszystkie prawa zastrzeżone

Designed by WPSHOWER

Powered by WordPress